"Wiersze" Maraiego / Krzysztof Lisowski w "Kwartalniku Artystycznym"
Krzysztof Lisowski "Márai poeta". Niewiele osób, znających nawet nieźle prozę i memuarystykę Sándora Máraiego,wie, że bywał także poetą – na początku swojej drogi twórczej, jako młody adept pióra w rodzinnej Kassie (Koszycach) i nieczęsto później, do niewielu czytelników zapewne dotarła wiadomość, że za sprawą edycji wydawnictwa Pogranicze i inicjatywy tłumacza Jerzego Snopka z częścią lirycznej twórczości autora Żaru możemy się obecnie zaznajomić.
Wielki Węgier debiutował jako poeta w wieku lat osiemnastu, wydał książeczkę wierszy, od razu zwracając na siebie uwagę jednego z najwybitniejszych poetów węgierskich Dezső Kosztolányiego. Pisywał potem wiersze rzadko, kiedy w jego życiu pojawiały się przełomowe zdarzenia, znaczące okoliczności – a więc: emigracja i bolesne odczucia uchodźcy, śmierć ojca i maleńkiego synka, rewolucja węgierska 1956 roku, przypływy nostalgii na różnych przystankach emigracyjnej tułaczki. Wtedy widocznie żadna z form ulubionych, pozostających na stałe w repertuarze pisarza, nie wystarczała, aby oddać w skrócie intensywne uczucia, traumatyczne doznania, tęsknotę za ojczyzną i czasem przeszłym własnego życia.
W wyborze pod tytułem Wiersze możemy się zapoznać z 27 tekstami i cyklami utworów poety. Szkoda, że tłumacz i wydawca nie zadbali o to, aby datować poszczególne wiersze, bo łatwiej byłoby przyporządkować czytelnikowi, przynajmniej niektóre, do etapów życia i emigracyjnej wędrówki ich autora.
Już pierwszy dłuższy tekst, nostalgiczny, pisany klasycznymi, rymowanymi dystychami, Cassovia, mówi ciepło i wzruszająco o rodzinnym mieście, domu, znajomych, innym czasie, widzianym z pewnego oddalenia:
(…)
Po smakach, woniach, barwach zostało wspomnienie,
Tylko jakieś pijane, podłe omamienie.
I boisz się wychylić za parapet wieży,
W której żyjesz, wiesz dobrze, że tam w dole leży
Jak w upiornym lamusie, między odpadami,
Szereg najdroższych istot, tłum pamiątek za nim;
Z daleka błyszczą trupio ich oblicza sine,
Już straszna pleśń porasta tę starą rycinę,
Pleśń lat uciekających, która wszystko toczy.
Już giną w niepamięci mych przyjaciół oczy.
Z utraconego miasta zostały pozory;
O tym mówi ten stary, naiwny drzeworyt.
A trzeba pamiętać, że większa część dorosłego, pisarskiego życia uchodźcy z Kassy przebiegała za granicą, najpierw na emigracji po węgierskiej rewolcie 1919 roku, potem po drugiej wojnie światowej, kiedy autor Wyznań patrycjusza nie wrócił już do zmienionej i okrojonej ojczyzny. Pisze o okolicznościach tego drugiego wygnania jedna ze wspomnianych zasłużonych tłumaczek, Teresa Worowska:
„Codzienność i wszechobecność terroru, liczne przykłady kolegów pisarzy, którzy ‘sprzedali się’ systemowi, doprowadziła Máraiego do wniosku, że wkrótce niemożliwe będzie tu nie tyle dalsze pisanie, co po prostu – milczenie. (…)
W 1948 roku niemal cudem znów udało mu się dostać paszport na międzynarodowe spotkanie pisarskie, na które był zaproszony z żoną. Tym razem pozostali już na Zachodzie. Po krótkim pobycie w Genewie wyjechali do Neapolu…”
I po raz drugi nie umiem zgodzić się z Jerzym Snopkiem, piszącym w konkluzji wstępu:
„Mimo to nieczęsto wychodziły spod jego pióra utwory wybitne, choć kilka przejmujących wierszy napisał. Jego poezja jest raczej dramatem racji moralnych i rozpoznań intelektualnych (…). Cechuje ją na ogół retoryczność, zawsze górująca nad ‘malarskim’ obrazowaniem i tylko sporadycznie ustępująca miejsca czemuś, co zwykło się określać jako prostotę wyrazu”.
Ja jednak w tej, zgódźmy się, „niedzisiejszej” liryce widzę w wielu miejscach niezwykłe asocjacje, pewien odcień ironii i humoru, i kunszt, pomysłowość i niezwykły sensualizm niektórych realizacji, jak choćby przytoczonego niżej erotyku (jednego z cyklu Sonetów manhattańskich):
Twe ciało jak tajna mapa, promyk w jaskini,
I jak toskańskie wzgórza twe piersi gołe,
Ciemnoniebieskie oczy – okna w germańskiej świątyni,
Gotyckie awantury za twoim czołem.
Biodra falują niczym brzegi w Bretanii,
Lędźwie stają się drżącym, prącym wodospadem,
Pulsują nieustannie jak wody Szwajcarii,
A łono się otwiera jak Neapol latem.
Twój brzuch jest jak madziarski snop pszenicy,
Obiekt pożądań i miłości,
W czerwcu dojrzewa do białości,
Pachnący, bujny, smakowity.
Tyle ziem i wód tyle przemierzyłem dotąd
I teraz cię poznaję:
Ty jesteś Europą.
Sándor Márai: Wiersze, wybrał, przełożył, opracował i wstępem opatrzył Jerzy Snopek; Wydawnictwo Pogranicze, Seria Meridian, Sejny 2016
Nota ukazała sie w "Kwartalniku Arystycznym" 93/2017
Strona internetowa czasopisma http://www.kwartalnik.art.pl/
Kup "Wiersze" Sándora Máraia w księgarni internetowej Pogranicza