Wilcze stopy albo jak powstało Wiłkopedzie

Baśń Birutė Jonuškaitė z udziałem Igora Nieszczerzewskiego i Macieja Faszczewskiego.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Birutė Jonuškaitė

Wilcze stopy albo jak powstało Wiłkopedzie
Współpraca:
Igor Nieszczerzewski i Maciej Faszczewski
Ilustracja: Wiesław Szumiński
 
Dawno, dawno temu, gdy ludzie znali mowę zwierząt i ptaków,
gdy niebo żyło w zgodzie z ziemią a wszystkie pory roku dbały o
porządek, trwając tylko tyle ile im było przeznaczone, w swoim
wielkim królestwie żył Miły Król. Ktoś powie, że takich królów
raczej nie bywa. Ano, ten był wyjątkiem – i miły i dobry.
Miły Król wiedział, gdzie zaczynają się i gdzie kończą jego
ziemie, dbał o swoich podwładnych, mieszkających w dużych
miastach i w dalekich wioskach. Jego zamek stał na wysokiej
 
górze i miał dużo ogromnych okien, bo Miły Król lubił spoglądać
na swoje królestwo, na pobliskie domy mieszczan, na rojne ulice,
w których wrzało życie, jak i na daleko za miastem leżące pola i
zagrody wieśniaków.
Król także lubił patrzeć w niebo i dniem, i nocą. Gdy nad
horyzontem pojawiało się Słońce, Miły Król witał je mówiąc: bądź
pozdrowione Bóstwo nieba i Ziemi! Raduj mnie i mój kraj! Niech
twoje promienie dają życiodajną siłę każdemu, kto je zobaczy i
poczuje! Niech twoim światłem zalane pola dadzą obfite plony,
niech twoje ciepło ogarnie każdego człowieka i wszystkie boskie
stworzenia, które żyją na polach i w lasach, gnieżdżą się pod
ziemią i w powietrzu latają.
I cieszył się razem z całym światem każdym nowym dniem.
Ptaki przysiadały na pobliskich drzewach i oknach zamku i
śpiewały radośnie, budząc młodą królewnę.
Tak samo ciepło Król witał i Księżyc, i gwiazdy na niebie.
Całymi godzinami mógł patrzeć na Drogę Mleczną albo
Niedźwiedzicę, szeptając do nich, prosząc spadające gwiazdy,
aby spełniło się jego życzenia. Tak on wypraszał od ciał
niebieskich deszcz na wiosnę, gdy wszystkie rośliny i drzewa
budziły się ze snu, a dobrą pogodę na okres żniw. Umiał Król
dogadać się z chmurami i wiatrem, ze śnieżycą i upałem. Więc
dobrze się działo w jego królestwie.
Król żył w dostatku, więc nie nakładał dużych nałogów na swój
naród. Posiadał skrzynie pełne złota, i cenne obrazy mistrzów z
całego świata, i srebrne nakrycia stołowe, i wspaniałe meble,
wykonane przez najsławniejszych rzemieślników. On często ze
swoją piękną żoną podróżował po świecie i cieszył się widokiem
niezwykłych krain. Tylko jedna rzecz go smuciła – nie miał,
niestety, żadnego potomstwa, mimo że tak bardzo pragnął mieć
chodź jedno dziecko. Ale obaj z ukochaną Królową nie tracili
nadziei.
 
Pewnego razu, gdy wracali z dalekiej podróży, jadąc przez
puszczę spostrzegli pod drzewem leżącą kobietę. Król zatrzymał
się. Chciał dowiedzieć się, co ona tu robi sama w takim
bezludnym lesie. Niestety, kobieta już była martwa, ale w jej
objęciach cichutko popłakiwało niemowlę. To była
kilkumiesięczna dziewczynka.
Królowa i Miły Król od pierwszego wejrzenia pokochali to
śliczne niemowlę i wzięli je do zamku, a kobietę Miły Król
przykazał pogrzebać na pobliskim cmentarzu. Ponieważ
dziewczynkę znaleźli w puszczy, pod drzewem, dali jej na imię
Medeina (1). Od tego czasu Królowa i Miły Król spędzali z nią jak
najwięcej czasu, kochali jak własne dziecko, a ona rosła i
cieszyła ich swoim śmiechem, szczebiotem i śpiewem. W zamku
panowała wielka radość i miłość.
Mijały lata, Królewna wyrosła i stała się urodziwą dziewczyną.
Coraz częściej zaczęła wychodzić z zamku na długie spacery do
pobliskiego lasu. Kochała leśne zwierzęta, więc zawsze niosła
dla nich jakiś poczęstunek – to marchewkę dla zająca, to jabłko
dla jelenia albo plastry miodu dla niedźwiedzia.
Pewnego dnia na leśnej dróżce zobaczyła dotychczas
niespotkane Zwierzę: ono poruszało się na dwóch nogach, mimo
że było raczej podobne do wilka niż do człowieka – całe czarną
sierścią pokryte.
– Kto ty? – Spytała zaciekawiona królewna, bo była tak samo
miła jak jej ojciec i dobrego serca, które kochało wszystkie
stworzenia tego świata. Ale odpowiedzi nie usłyszała, tylko
błysnęły wielkie ślepia, Zwierzę coś zamamrotało i zniknęło w
gęstwinie lasu.
 Następnego dnia Królewna znowu przyszła w to samo miejsce
i od razu poczuła, że ktoś ją śledzi, a po chwili spostrzegła wśród
krzaków głowę Zwierza.
– Dlaczego nie wychodzisz na spotkanie? Dlaczego kryjesz
się przede mną?
Zwierzę wygramoliło się z krzaków i zrobiwszy kilka kroków w
stronę królewny, zatrzymało się.
– Przedstaw mi się tak jak ja to robię: ja jestem córką Miłego
Króla, mam na imię Medeina. A ty? Skąd przybyłeś?
Zwierzę milczało.
– Jeśli nie masz ochoty podejść bliżej i porozmawiać ze mną,
to nie będę cię zmuszała. Ale tylko ci powiem, że w tych
promieniach, które przedzierają się przez gałęzie drzew, ładnie
lśni twoja czarna sierść. Chciałabym ją pogłaskać.
Zwierzę spuściło głowę i coś zamruczało. Królewna, jak i jej
ojciec, znała mowę leśnej zwierzyny, ale ten pomruk był dziwny –
ni to człowieka, ni to niedźwiedzia, jednak wydawało jej się, że
powiedział coś w rodzaju „To niemożliwe”.
Królewna ostrożnie zrobiła jeden krok na przód. Zwierzę
zaniepokoiło się, ale stało w miejscu.
– Widzę, że boisz się mnie, chociaż jesteś duży i silny. Więc
lepiej zacznijmy taką zabawę: ja będę przychodzić tu każdego
dnia w samo południe, będę czekać na ciebie i gdy pojawisz się,
staniesz oto pod tym dębem, a ja tu – przy krzaku kaliny. I
każdego dnia ja zrobię po jednym kroku w twoją stronę. Gdy
dojdę do dębu, ty podasz mi swoją łapę na powitanie.
Zwierzę kiwnęło głową, a może tylko tak królewnie wydawało
się. Obróciło się i podreptało w las – tym razem na czterech
łapach.
Ale Królewna nie rzucała słów na wiatr i następnego dnia, w
same południe już stała przy kalinie. Nie była przyzwyczajona do
czekania – przecież całe życie wszyscy na nią czekali, na jej
 
rozkazy, nikt nie śmiał spóźniać się tam, gdzie ona pojawiała się.
A teraz musiała czekać na jakieś dziwne, uparte stworzenie.
Jednak nie przejmowała się takim nietaktem i spokojnie czekała,
aż pod dębem pojawiło się Zwierzę.
– Jak miło, że jednak przyszedłeś! – Krzyknęła radośnie. –
Spójrz, robię jeden krok. O jeden krok jestem bliżej ciebie. Mam
nadzieję, że nie jest to dla ciebie nieprzyjemne. Może chciałbyś
coś mi powiedzieć?
Zwierzę w cieniu dębu niewyraźnie jakby stęknęło i opuściło
ślepia.
– Nie przejmuj się – wesoło zawołała Królewna, mamy dużo
czasu, nauczę się twoich pomruków, stęków i mamrotań. Już
teraz myślę, żeś powiedział coś w rodzaju „Podoba mi się ta
zabawa, ale boję się…” Nie wiem, czego ty się boisz, ale
wyjaśnimy sobie po drodze, dobrze?
I tak każdego dnia Królewna wesoło zagadywała Zwierzę i
coraz bardziej do niego zbliżała się. Pięć, dziesięć, piętnaście
kroków… Coraz lepiej widziała jego czarną sierść i wielkie
nozdrza i już rozumiała, że gdy mówiła mu coś miłego, a mówiła
codziennie coraz więcej, bo przecież była córką Miłego Króla,
nozdrza Zwierza jeszcze bardziej powiększały się, a on sam
prostował się i jakby uśmiechał się. A gdy oddalała się on kurczył
się i malał, aż wstawał na cztery łapy i smutno człapał z
powrotem w las.
I tak w środku lata królewna doszła tak blisko do Zwierza, że
już mogła widzieć jak zmienia się kolor jego oczu, jak one
radośnie błyszczą albo smutnieją, gdy ona coś mu opowiada. Z
jego mamrotań i zachowania już wiedziała, że przybył on z
dalekich krajów, i że nie zawsze miał wygląd zwierzęcy.
Aż pewnego dnia stanęła całkiem blisko i poczuła ciepły
oddech Zwierzęcia na swoim policzku.
– Daj mi łapę, przywitaj się ze mną – poprosiła cicho.
 
– Nie mogę – jęknęło Zwierzę – poparzysz się. Każdy mój
dotyk sprawia innym ból.
– Ból? Przecież masz sierść na łapach! A sierść nie parzy!
I już wyciągnęła swoją białą rączkę w stronę Zwierza, i ledwo
dotknęła jednym palcem jego sierści, poczuła ból – jak od ognia
czy wrzątku.
– Oj – krzyknęła – naprawdę boli. Dlaczego masz taką dziwną
sierść?
Zwierzę smutno patrzyło w stronę a jego oczy lśniły jak dwa
ciemne jeziora. Niczego nie mamrotało.
– Nie smuć się, my w swoim królestwie mamy dobrych
lekarzy, ja poproszę ich o pomoc. Coś wymyślą, aby twoja sierść
nie parzyła innych.
Zwierzę smutno pokiwało głową i z jego mamrotu Królewna
zrozumiała, że mówił:
– Nie ma na to lekarstw. To jest potępienie.
– Potępienie? Czy ja dobrze słyszę? – Upewniła się królewna.
Przepraszam za wścibskość, ale chciałabym wiedzieć, za co?
Ale Zwierzę nic nie odpowiedziało. Obróciło się i zaczęło
oddalać.
– Nie odchodź, nie mogę ciebie tak zostawić bez żadnej
nadziei. Musi być jakieś wyjście! – Dognała Zwierzę i schwyciła
za łapę. O rety, jaki straszny ból przeszył całe ciało królewny!
Zwierzę gwałtownie odwróciło się, w jego oczach była wielki
strach i rozpacz. Na dłoni królewny widniały białe pęcherze – jak
gdyby tylko co liznął ją ogień, a łapa Zwierzęcia, którą ona
dotknęła już była bez sierści – wyglądała jak zwykła ręka
młodego mężczyzny.
Królewna jęczała z bólu, a łzy spływały po jej policzku. Na głos
jej jęków z lasu wyskoczył Zając.
– Co ci jest, Królewno, dlaczego płaczesz?
– Boli, Zajączku, bardzo mi boli. – Pokazała swoją dłoń.
 
– E tam, to nic strasznego, wyliżę ci ten ból. Będę miał okazję
odwdzięczyć się Ci za twoje dobre serce, ty przecież zawsze mi
przynosisz marchewkę do lasu.
I zaczął swoim małym języczkiem wylizać pęcherze na dłoni
królewny. I ból po mało ustawał.
Zwierzę wciąż stało w osłupieniu i oglądało to swoją białą, do
całego owłosionego ciała niepasującą dłoń, to patrzyło na gojącą
się dłoń królewny.
– Widzisz, już mnie prawie nie boli. Teraz mogę wziąć cię za
rękę – Królewna dotknęła białe palce Zwierzęcia.
A potem krzyknęła do oddalającego się przyjaciela:
– Dzięki kochany Zajączku!
– Zawsze na twoje usługi, Królewno! – Pomachał ten swoją
szarą łapką. – Do zobaczenia przy karmniku.
– A teraz chcę usłyszeć twoją historię. Co za przekleństwo
wisi nad tobą? – Zwróciła się Królewna do Zwierza.
Zwierzę jednak nie okazało chęci do rozmowy, machnęło białą
ręką i pobiegło do lasu.
Następnego dnia Królewna kroczyła do lasu z myślą, że musi
„zedrzeć” ze Zwierzęcia o wiele więcej sierści, ale jak to zrobić?
Czy wytrzyma ból, jeśli pogłaszcze go po twarzy?
Zwierzę przybiegło na czterech łapach – raczej – na trzech, bo
przecież jedna już była ludzką ręką. Wyprostowało się tylko
przed Królewną. Wtenczas ona zobaczyła jego podrapaną,
grudkami skrzepłej krwi pokrytą dłoń.
– Nie, tak nie można! Ty nie możesz biegać na czworakach.
Ja ci pomogę pozbyć się tej okropnej sierści! – zaczęła głaskać
jego ręce i ramiona i grzbiet, i pierś…
I po chwili las przeszył straszny jej krzyk. A po drugiej chwili
Królewna straciła z bólu świadomość i upadła u stóp Zwierza,
który stał osłupiały i oglądał swoje białe, sierści pozbawione
ramiona. Tymczasem z lasu wybiegł Jeleń:
 
– Jakie tu krzyki? Czy ktoś wołał o pomoc?
Zwierzę wskazało na Królewnę, zawyło wilczym głosem i
pobiegło w las. Jeleń ukląkł obok jęczącej Królewny:
– Zaraz ci pomogę moja Królewno, chociaż jesteś strasznie
poparzona, ale wyliżę twój ból.
I zaczął swym długim szorstkim językiem lizać pęcherze na
skórze Królewny. Długo to trwało, ale pod wieczór Królewna już
czuła się na tyle silna, aby móc wrócić do zamku.
– Odprowadzę cię do skraju lasu, boję, żebyś nie omdlała po
drodze – powiedział Jeleń i szedł obok niej jak strażnik z
ogromnymi pięknymi rogami.
– Dziękuję kochany Jeleniu, żeś mi pomógł – rzekła Królewna
na pożegnanie.
– Zawsze jestem na usługi Miłej Królewny. To zaszczyt dla
mnie, że mogę pomóc Królewnie, która dba, aby zimą było siano
w karmikach dla mojego stada.
Długo Królewna dochodziła do siebie, długo leżała w pościeli
wprowadzając Miłego Króla i Królową w rozpacz, bo nie wiedzieli,
co z ich córką się stało. Królewna nie chciała wyjawić swojej
tajemnicy, nic nie powiedziała o spotkaniach ze Zwierzem. A gdy
wróciła do zdrowia i spojrzała w lustro, aż dech jej zaparło – całe
jej ręce były czerwonymi plamami usiane. Ból wylizali dobrzy
moje przyjaciele, ale blizny zostaną pewnie na całe życie –
pomyślała smutno. Ale ten smutek nie trwał zbyt długo, bo już
następnego dnia wymknęła się znowu do lasu z nadzieją, że
Zwierzę czeka na nią. Ale nigdzie go nie było. I wtedy pojęła, że
przecież nie wie, jak ono ma na imię. Więc jak ma wołać? I
jeszcze bardziej zasmuciła się. Siadła pod dębem i gorzko
zapłakała. Obok w lesie człapał Niedźwiedź, usłyszał płacz
Królewny i podszedł bliżej:
– Dlaczego płaczesz córko Miłego Króla? Kto zranił twoją
dobrą duszę? – Spytał Niedźwiedź.
 
– Szukam dziwnego Zwierza, ale nigdzie go nie ma… –
szlochała dalej Królewna.
– Ano widziałem takie dziwne stworzenie w gęstwinie lasu – u
góry do człowieka podobne, a nogi – jak moje – sierścią pokryte.
Czy tego szukasz?
– Tak, Niedźwiedziu, tak, ja muszę go odczarować!
– No to siadaj na mój grzbiet – zaniosę cię do niego.
I Niedźwiedź z Królewną popędził przez las w najciemniejszą
gęstwinę, gdzie Słońce nigdy nie spogląda i Księżyc swym
bladym światłem ziemi nie dosięga. I tam w tym królestwie
Pająków i ich czarnych pajęczyn, w wiecznym mroku leżało
Zwierzę. Królewna z wielkim strachem przedarła się przez
martwe pnie drzew, gałęzie i pajęczyny, podeszła całkiem blisko.
– To ja córka Miłego Króla, stęskniłam się za tobą, tyle dni
czekałam, ale ty nie przyszedłeś pod dąb, więc…
Zwierzę podniosło się ze swego legowiska zamieszane i takie
nieszczęśliwe, że ledwo stało na nogach. Królewna od razu
zrozumiała – ono jest bardzo chore.
– Ja ci zaraz pomogę! – Krzyknęła i zaczęła głaskać jego
szyję i twarz, które jeszcze było pokryte sierścią. Głaskała i
jęczała z bólu, bo każdy dotyk ją parzył, ale nie przestawała, aż
nareszcie przed sobą ujrzała jak wyłania się czoło i nos, i usta
przystojnego mężczyzny, ale ból w całym jej ciele był taki wielki,
że tylko jęknęła opadając na mech: pomóż mi, Niedźwiedziu…
– Zaraz wyliżę twój ból, moja Królewno, zaraz ci będzie lepiej.
– Niedźwiedź zaczął lizać swym wielkim językiem pęcherze na
ciele Królewny, a Zwierzę-Mężczyzna stał osłupiały obok, nie
wiedząc, co ma ze sobą począć. Ręce mu drżały, nogi mu drżały,
był tak wychudzony i słaby, że nawet kroku nie zdołał zrobić.
Nareszcie Królewna ocknęła się i otworzyła oczy.
– Dziękuję kochany Niedźwiedziu, już jest mi lepiej. A teraz
zanieś nas do zamku.
 
I zaniósł Niedźwiedź Królewnę i Zwierzę do zamku. Jaki
lament powstał! Jaka rozpacz ogarnęła Miłego Króla i Królową na
widok swojego dziecka i dziwnego stworzenia, które było jakby
człowiekiem, ale ze stopami, pokrytymi ciemną sierścią.
Zawołano do zamku najlepszych lekarzy, długie dnie i noce
leczyli oni biedną dziewczynę, ostrożnie badali osłabione ciało
młodzieńca. Po kilku miesiącach nareszcie Królewna wstała z
łóżka. I od razu zaczęła wypytywać, gdzie jest… ten, z którym do
zamku wróciła. Szkoda, ale wciąż nie znała, jak on ma na imię.
Młodzieniec też odzyskał siły, ale cały czas milczał, mimo że
próbowali z nim rozmawiać i Miły Król, i Królowa. On nie rozumiał
ich języka.
Królewna, gdy usłyszała, że jest on zdrowy, od razu pobiegła
do jego komnaty:
– Jakie szczęście, że wyzdrowiałeś! – Krzyknęła na powitanie.
– Tak bardzo bałam się o ciebie. Teraz mi powiedz, jak masz na
imię i kim ty właściwie jesteś?
– Wygnańcem jestem. Mam na imię Viltautas 2 . Długie lata
tułam się po świecie, bo taka na mnie klątwa spadła za grzechy
mojego ojca.
– Klątwa? Za jakie grzechy?
– Mój ociec był okrutnym królem. Za najmniejsze
nieposłuszeństwo ścinał głowy swoim poddanym, podpalał ich
domy razem z ich dziećmi i żonami. Więc przeklęli go bogowie: w
ciągu jednej nocy zamek zrównali z ziemią, mojego ojca oddali
wronom i krukom na ucztę, a mnie – jedynego syna – skazali na
wiele lat wilczego życia.
– Ale ty masz dobre serce! Ty nie jesteś wilkiem! Przecież ta
klątwa nie może trwać na wieki!
 – Według woli bogów miałem być wilkiem do chwili, gdy
spotkam kogoś, kto zrozumie moją mowę i dobrowolnie weźmie
dla siebie część mojego cierpienia. Ty jesteś tą osobą. Tylko ty
rozumiesz mój język, ty, przywracając mi ludzki wygląd, skazałaś
siebie na okropny ból. Jestem Tobie niezmiernie wdzięczny.
– Jeszcze mi nie dziękuj, jeszcze muszę wygłaskać i twoje
obrośnięte stopy, abyś na zawsze zapomniał o swoim
przekleństwie.
– Niestety, tego nie zdołasz zrobić – uśmiechnął się smutno
Królewicz.
– Jak to? – Nie wierzyła mu Królewna. Podeszła, przyklęknęła
i zaczęła głaskać sierść na jego stopach. I nic. Sierść nie parzyła
jej rąk i nie znikała.
– Nie rozumiem – zdziwiła się Królewna. – Czy moje ręce
straciły moc?
– Tego przekleństwa ani twoje delikatne dłonie, ani twoje złote
serce nie mogą pokonać. To wola bogów: ja do śmierci będę
mieć wilcze stopy i jeśli założę rodzinę, te stopy odziedziczą i moi
synowie, i wnukowie, i prawnukowie – całe siedem pokoleń.
Chyba że… spotkam dziewczynę, która pochodziłaby z naszego
narodu i zakochałaby się we mnie bez pamięci, nie zwracając
uwagi na wygląd moich nóg. Wtenczas tylko dwa pokolenia
byłyby z wilczymi stopami. Ale, niestety, mój cały naród
wytępiony. Jeśli i wrócę do swojego królestwa, nie znajdę takiej
dziewczyny. A jeśli nawet i znalazłbym, to już nie mógłbym jej
pokochać, bo…
– Bo co? – Prędko spytała Królewna.
– Bo… cię pokochałem od pierwszego wejrzenia, kiedy
jeszcze byłem wilkiem…
– Szkoda, że nie jestem z twojego narodu, ale i ja bardzo cię
kocham… – przyznała się cicho Królewna.
 I potem wszystko potoczyło się tak, jak to w baśniach bywa:
Miły Król wyprawił dla Medeiny i Viltauta wspaniałe wesele, które
trwało dwa tygodnie. A gdy uczta zakończyła się Miły Król dał
wielką wyprawę dla swojej ukochanej córki i wyruszył cały orszak
wozów w królestwo Viltauta.
Gdy dotarli do opuszczonego królestwa znaleźli wsie i miasta
porośnięte lasami, ale młoda para i dworzanie wycięli jedną
wielką polanę, na której zbudowali sobie domy i zaczęli nowe
życie. A ponieważ i Medeina i Viltautas mieli dobre serca, wieść
o ich odbudowującym się królestwie rozniosła się na wszystkie
strony świata i zaczęli przybywać ludzie z innych krain, i
powstawały nowe osady. Tam, gdzie rosły klony, po latach
powstała wieś Klevai (3), a ci, co zamieszkali w samym środku
gęstwiny, nazwali swoją wieś Vidugiriai (4). Ci, co dostali od
Viltautasa duży kawał urodzajnej ziemi, tak ją rzetelnie obrabiali i
tak bardzo cenili, że swoją wieś nazwali wedle jej czarnego
koloru – Juodeliškė (5). Przybył w tę krainę i pewien Jan ze swoją
rodziną, długo rozglądał się i szukał miejsca, gdzie tu chałupę
zbudować, aż nareszcie upodobał sobie bagniste miejsce z małą
wysepką w środku. Później, gdy wyrosło już kilka pokoleń, ludzie
to miejsce nazwali Jonaraistis (6). I tak rozrastało się królestwo i
ludzie w nim byli szczęśliwi, bo Viltautas sprawiedliwie rządził i
kochał swoich poddanych.
Medeina urodziła trzech synów i cała trójka miała sierścią
pokryte stopy, ale rodzice z tego powodu nie rozpaczali. A ludzie
nawet z szacunkiem zaczęli
nazywać rodzinę swojego króla Vilkapėdžiai (7) – Wilczostopi, co w
języku litewskim znaczy ludzie z wilczymi stopami. Synowie
Medeiny i Viltauta też pogodzili się z myślą, że ich dzieciom
będzie przeznaczona ta sama dola – urodzą się z wilczymi
stopami. Ale gdy pobrali się, i na świat przyszli wnukowie,
rodziców i dziadków spotkało wielkie zdziwienie – niemowlęta nie
miały sierścią pokrytych stóp.
Pewnie nasza miłość była mocniejsza od klątwy bogów –
rozważali oni.
I niech tak będzie. Bo przecież tylko sami bogowie wiedzieli,
że Medeina była ostatnią dziewczynką z narodu Viltautasa, którą
Miły Król uratował od śmierci. Długie i piękne życie spędziła ta
szlachetna para rozbudowując swoje królestwo wśród wielkich
puszcz litewskich, a po ich śmierci rodzili się i umierali ich
potomkowie. Ale opowieść o przodkach z wilczymi stopami
przechodziła z pokolenia na pokolenie, a jako dowód, że ona
prawdziwa, do dziś została miejscowość o takiej samej nazwie:
Vilkapėdžiai – Wiłkopedzie.
 
1. Medeina – litewska bogini lasu.
2 Viltautas – litewskie imię, składające się z dwóch słów: viltis – nadzieja i
tauta – naród.
 3. Klevai – znaczy klony, Klejwy – wieś, w powiecie sejneńskim
4. Vidugiriai – znaczy środek lasu, Widugiery – wieś, w powiecie sejneńskim
5. Juodeliškė – czarne miejsce, Jodeliszki – wieś, w powiecie sejneńskim.
6. Jonaraistis – składa się z dwóch słów Jonas – Jan i raistas – bagno.
 7. Vilkapėdžiai – składa się z dwóch słów vilkas – wilk i pėda – stopa.

Komentarze:

Dodaj swój komentarz:

Imię i nazwisko:*

Adres e-mail:*

Treść:*

ładowanie...

Kod z obrazka:*

 

 pola oznaczone * są wymagane

Szukaj na stronie

 

SEJNEŃSKA KSIĘGA BAŚNI - CZYTAJ PDF

SEJNEŃSKA KSIĘGA BAŚNI -  OPOWIADA POMYSŁODAWCZYNI BOŻENA SZROEDER 

 
 

 

Dwór Miłosza w Krasnogrudzie

czynny od poniedziałku do piątku 10.00 - 16.00

 

 Biała Synagoga w Sejnach

,,Atlas Sejneńskiego Nieba" - wystawa Małgorzaty Dmitruk

czynny od poniedziałku do piątku 10.00 - 16.00

 

 

  Instytucja współprowadzona przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.

 

  Instytucja Kultury Województwa Podlaskiego


Szanowni Państwo, drodzy Przyjaciele, kochani Rodzice, Sąsiedzi, Goście Sejn i Krasnogrudy, 

Bardzo zachęcamy do wsparcia Fundacji Pogranicze 1%-em Waszego podatku. Pomoc taka dla nas w dzisiejszych czasach jest jedną z możliwych dróg utrzymania naszego miejsca.  

Jak można przekazać 1% swojego podatku dla Organizacji Pożytku Publicznego jaką jest Fundacja Pogranicze? W zeznaniu podatkowym należy wpisać KRS Fundacji Pogranicze: 0000178248.

 

 

 

 

 

Oferta edukacyjna

Darowizny uzyskane przez Fundację Pogranicze

W związku z otrzymaniem darowizn, na podstawie art. 18 ust. 1f, pkt 2 ustawy z dnia 15 lutego 1992 r. o podatku dochodowym od osób prawnych (Dz. U. z 2011 r. Nr 74, poz. 397, ze zmianami), Fundacja Pogranicze podaje do publicznej informacji, że łączna kwota uzyskana z tego tytułu w okresie od 01.01.2020 r. do 31.12.2020 r. wyniosła 88.736,29 zł.

W 2020 roku Fundacja uzyskała również kwotę 9.545,20 zł w formie wpłat z 1% podatku oraz 5.667,98 z tytułu zbiórki publicznej nr 2018/2901/OR.

Otrzymane darowizny Fundacja Pogranicze w całości przeznaczyła na realizację działań statutowych.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

INFORMACJA O POLITYCE PRYWATNOŚCI