Styczeń 1999
W "Literaturze na świecie" ukazał się tekst Michała Jagiełły Litwo - wyzwanie nasze... ważny dla zrozumienia trudności pojawiających się w stosunkach polsko-litewskich.
Litwo - wyzwanie nasze...
Karczowanie uprzedzeń. Obiegowe sądy przekształcają się zazwyczaj w stereotypy, czyli w swoiste "gorące skamieliny". Odważam się na taką właśnie zbitkę znaczeniową, aby w ten sposób wydobyć to, że z jednej strony stereotyp przypomina kamień - trudno podatny na zmiany, z drugiej zaś, że jest on zwykle nacechowany emocjonalnie. Stereotyp jest bowiem zakorzeniony w przekonaniach społecznych rodziny i najbliższego środowiska. Wskazuje dużą odporność na zmiany. Myślenie stereotypami, jakże często naładowanymi uprzedzeniami, to przejaw zamkniętego myślenia, postawy w istocie rzeczy kolektywistycznej.
Tak powiadają badacze i tak uczy historia, a także dzień dzisiejszy. Stereotypy nie znikają samorzutnie. Byłoby też złudzeniem zdać się tu na tendencje do jednoczenia się Europy, co deklaruje tak Polska, jak i Litwa.
Naukowcy badający to zagadnienie przestrzegają, że gdy struktury narodowe tracą na znaczeniu, na plan pierwszy nie wysuwa się bynajmniej tożsamość europejska; dla wielu ludzi tożsamości etniczne i religijne albo pozostają dawnymi zbiorowościami nadającymi sens ich istnieniu, albo teraz właśnie taką funkcję uzyskują. Znacznie lepiej bowiem niż "Europa" potrafią one stworzyć silną tożsamość.
Idźmy dalej tym tropem: Pojęcie tożsamości narodowej pozostaje w wyraźnym związku ze stereotypami narodowymi. Tożsamości narodowe są konstruktami społecznymi przenikającymi życie narodu, toteż zależą one od stereotypów narodowych odnoszących się zarówno do własnego narodu, jak i do innych narodów, a zwłaszcza sąsiednich. (1)
Gorąca skamielina. Jest początek lat 90. Razem z ambasadorem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej w Wilnie, Janem Widackim, przekazujemy buty specjalnie, na miarę, uszyte w jednym z warszawskich teatrów. Obuwamy - niemal dosłownie - miejscowy zespół artystyczny na Wileńszczyźnie. Rodaczki są wzruszone, rodacy nie kryją radości, my obaj - ekscelencja i ja, wiceminister kultury i sztuki - mamy świadomość, że uczestniczymy w czymś drobnym, ale przecież ważnym; przywozimy konkretny dowód zainteresowania Polski rodakami, którzy są obywatelami nareszcie wolnej Litwy, ale pielęgnują w sobie polskość. Obaj akcentujemy w publicznych wypowiedziach tę dwoistość mniejszości narodowych - lojalność wobec swego państwa i czuły związek z macierzą.
Nie wszystkim się podoba to nasze podkreślanie konieczności poszanowania przez tamtejszych Polaków kultury litewskiej i państwa, którego się jest obywatelem. Od czasu do czasu słyszę kąśliwą uwagę, że pan ambasador jest zapatrzony w Litwinów ze szkodą dla interesu narodowego miejscowych Polaków. Docierają też do mnie głosy niektórych Litwinów, których swędzą ręce - tak chcieliby przywrócić część Polaków litewskości - i którzy uważają, że profesor Jan Widacki zbyt mocno przypomina o polskich śladach w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Ja sam znajduję się czasem między młotem a kowadłem: Polacy mają mi za złe rzekomą prolitewskość, zaś dla niektórych Litwinów Jagiełło-Jogaila to jakby perfidna prowokacja.
Takie jest nie wypowiadane, ale wyczuwalne w powietrzu tło mej rozmowy z panią Zofią - gdzieś na Wileńszczyźnie. Pani Zofia delikatnie, ale przecież jasno radzi mi, abym nie zachwalał tej dzisiejszej Litwy, bo ja jestem z głębi Polski i nie znam tutejszych stosunków, i nie mam pojęcia o Litwinach.
- Wszyscy Litwini - słyszę - to ludzie podstępni, zapiekle zapamiętliwi, Litwini na "bij zabij".
- A wasza synowa? - pytam panią Zofię. - A Jurata?
Niewiasta oburza się i niemal wykrzykuje:
- To dobra dziewczyna. Zgrzeszyłabym złym słowem.
- A więc - chwytam panią Zofię za spracowane dłonie - nie wszyscy Litwini są źli!
Moja gospodyni macha ręką zrezygnowana i - pół żartem, pół serio - wypomina mi moje litewskie obciążenie, bo przecież nazwisko.
Gorąca skamielina.
Jest wieczór, a właściwie początek nocy. Gmach litewskiego parlamentu - Sejmasu - otoczony barykadami: worki z piaskiem, żołnierze pod bronią. Przecież nie tak dawno był rosyjski atak na wieżę telewizyjną! Jestem ostatnim gościem bardzo ważnej osoby. Rozmowa toczy się po polsku, bo gospodarz zna polski i polską kulturę, bo groby jego przodków znajdują się w Warszawie.
Rozmawiamy o polityce, o Litwinach w Puńsku i w Sejnach, o Polakach w Wilnie, Solecznikach i Niemenczyznie, o muzyce i literaturze. W pewnym momencie gospodarz zniża głos, pochyla się ku mnie i pyta:
- Proszę mi powiedzieć, ale tak szczerze, od siebie, jakie naprawdę treści kryją się w waszym polskim przywoływaniu Wilna, Kresów, Matki Boskiej Ostrobramskiej?
Zmartwiałem. Wybitny humanista, artysta i polityk pyta mnie... Gdy ochłonąłem, zacząłem z zażenowaniem objaśniać jak magister profesorowi - że to tylko sentyment, że wspólne dziedzictwo, że to kategoria kulturowa, a nie polityczna.
Gospodarz pokiwał głową i rzekł cicho, jakby do siebie:
- Ja go zapytałem jako pisarza i publicystę, a on mi odpowiedział oficjalnie, jako wiceminister. I spojrzawszy mi prosto w oczy wyrzucił: - Czy wszyscy Polacy pogodzili się, na zawsze, że Wilno to litewskie Vilnius?!
Więcej skromności, mniej krytycyzmu. Henryk Wisner pisze, że w Polsce dość popularne jest przekonanie o polskim bezwzględnie pozytywnym wkładzie w dzieje Litwy, na Litwie zaś pokutuje przeświadczenie, że związek z Polską był źródłem wszelkich niepowodzeń. Autor powiada, że my powinniśmy być bardziej skromni, a Litwini mniej krytyczni. Potepiające sądy wymagają udowodnienia, że było to dla społeczeństwa Wielkiego Księstwa Litewskiego, bo nie tylko Litwy, szkodliwe. A zatem, że powstała kultura nie była kulturą Wielkiego Księstwa, z Wielkim Księstwem związaną i Wielkie Księstwo wiążącą.
Sądzę, że jest to ważne stwierdzenie. Niektórzy z Litwinów popełniają błąd zapomnienia, a przecież Wielkie Księstwo Litewskie to - mówiąc dzisiejszym językiem - Litwa, Białoruś i wielkie połacie Ukrainy. To także część Polski. A zatem nie wolno przy ocenie Litwy okresu Jagiellonów i późniejszego stosować kategorii narodowych, tylko litewskich, wypływających z wnętrza Żmudzi i Auksztoty.
Elity litewskie i ruskie ulegały polonizacji, bo było to dla nich korzystne politycznie. Litwa wchodziła do Europy Zachodniej w polskim kostiumie, ale nigdy nie zatraciła swej tożsamości. Jak zdecydowanie strzeżono swej odrębności, świadczy trwający niemal 10 lat sprzeciw wobec decyzji króla Zygmunta III powołania na pierwszy urząd senatorski Litwy, biskupstwo wileńskie, Polaka, uprzednio biskupa łuckiego, Bernarda Maciejowskiego - czytamy u H. Wisnera.
Przywoływany historyk ma odwagę spojrzeć z litewskiego punktu widzenia na układ ze Szwedami z października 1665 roku. Przypomnijmy sytuację: Polska w kryzysie, oddziały carskie zdobyły Mińsk i szły na Wilno. Jan Kazimierz odwołał posiłkujące Litwę chorągwie koronne. Próby zmiany rozkazu mającego istotne znaczenie dla morale narodu pozostały bez odzewu. Litwini podejmują rozmowy ze Szwedami. I wreszcie w Kiejdanach dochodzi do zawarcia układu. Zdrada to, jak twierdzili Polacy, czy próba ratowania kraju, jak to widzą Litwini? Polski historyk wznosi się ponad zastarzałe uprzedzenia, pisząc: Okoliczności, w jakich zwrócono się do Szwedów, teksty propozycji i kolejnych traktatów świadczą, że podjęte działanie było próbą ocalenia Litwy - życia mieszkańców i całości granic.
Oto przykład karczowania uprzedzeń.
To prawda - elity litewskie przyjęły język polski. To prawda - z drukarni jezuickiego Kolegium, przekształconego w Akademię Wileńską, w latach 1576-1773 wypuszczono 3568 książek, z czego tylko 114 w języku litewskim, zaś 1417 po polsku, co daje odpowiednio 3,1 proc. oraz 39,7 proc. Wszystko prawda. Prawdą też jest jednak, że przez wieki trwało poczucie odrębności państwa, Wielkiego Księstwa Litewskiego, zaś odczuwana przewaga Polski, polskich dążeń terytorialnych i wszelkich innych, pobudzając do obrony posiadanego, nasilała świadomość własnej litewskości.
Henryk Wisner przestrzega przed absolutyzowaniem kryterium językowego. Kryterium to nie może odgrywać innej roli niż formalna. Tym samym uznawanie literatury litewskojęzycznej za jedynie litewską musi budzić sprzeciw, bowiem oznacza uznanie za pionierów wynarodowienia niemal wszystkich i potępienia niemal wszystkiego, co Litwie, Wielkiemu Księstwu Litewskiemu, przynosi chlubę...(2)
Litewskie przebudzenie. Byłoby tragicznym błędem, gdybyśmy dziś szli wydeptanym przez naszych przodków tropem polskiego paternalizmu. Byłoby zbrodnią na własnej historii litewskie odcinanie się od dobrych tradycji Wielkiegi Księstwa Litewskiego i związków z Polską.
Litewski ruch narodowy zderzył się z polskimi wyidealizowanymi wyobrażeniami stosunków polsko-litewskich. Jak powiada Roman Wapiński, Litwini musieli - jeśli można tak powiedzieć - udowodnić sobie samym, że są narodem. Stąd ostrość antypolskich wystąpień. Autor ten stawia ciekawą tezę, że w pewnym stopniu opozycję wobec polskości wzmacniało podkreślanie przez stronę polską wspólnego dziedzictwa obu narodów, niezależnie od tego, czy towarzyszyło temu uznanie narodowych aspiracji litewskich, czy też dążenie do pełnego podporządkowania interesów litewskich polskiemu interesowi narodowemu. Nasz polski paternalizm mocno się ulokował na Wschodzie.
Nawet część polskich środowisk nawiązujących do tradycji WKL nie tak rzadko odmawiała litewskiemu ruchowi prawa do reprezentowania interesów Litwy - powiada R. Wapiński (3).
Dla większości Polaków szokujące były wieści, podawane przez prasę, że są tacy Litwini, którzy nie życzą sobie związków z Polską. Owszem, ten i ów był rad, że Litwini cenią Teodora Narbutta, że zaczytują się książkami Józefa Ignacego Kraszewskiego, a szczególnie poematem "Witolorauda", że bliski jest im Władysław Syrokomla (Ludwik Kondratowicz), ale to wszystko traktowano jako regionalne naleciałości na jednej polskiej kulturze. A tymczasem pojawia się litewska "Aušra", czyli "Jutrzenka" i od razu wstrząs. Jonas Basanaviczius ogłaszał, że sojusznika gotów jest szukać w Moskwie, a Polskę i Kościół katolicki obciążył winą za przeszłe i obecne niepowodzenia litewskie - referuje H. Wisner.
W Polsce wywołało to oburzenie. Było ono jeszcze większe, gdy krewki Litwin na łamach rosyjskiego pisma "Nowoje Wriemia" ponownie oskarżył polskie duchowieństwo, że wykorzystywało Kościół do niszczenia "pogańskiej" mowy litewskiej.
Z poglądami J Basanavicziusa i "Aušry" polemizowały: "Czas", "Dziennik Poznański", "Gazeta Narodowa" i "Przegląd Katolicki". W tym ostatnim tytule ukazała się "Odpowiedź Żmudzina..." na ataki J. Basanavicziusa opublikowane w rosyjskiej prasie. Autorem polemiki był Antanas Baranauskas (Antoni Baranowski), Żmudzin, ksiądz i wybitny poeta, autor poematu, o którym będzie tu jeszcze mowa. (4)
Prawo do odrębności. "Aušra" ukazywała się tylko w latach 1883-1886, ale wywarła znaczący wpływ na inteligencję litewską. Do rangi symbolu urasta fakt, że redaktorzy i wydawcy odeszli od pierwotnej formy zapisu tytułu i przyjęli - wzorem czeskim - pisownię "Aušra". Wprowadzenie znaków diakrytycznych obcych polszczyźnie było wyraźnym podkreśleniem różnic między Litwinami a Polakami, między kulturą litewska i polską.
Tym cenniejsze są te polskie wypowiedzi, które można traktować jako dowody zrozumienia, że Litwini mają prawo do swojej kultury. Jan Karłowicz, autor rozprawy o języku litewskim (1875), tak pisał po pierwszym numerze "Aušry": W oczach naszych odbywa się rozbudzenie żywej świadomości plemiennej Litwinów. Pojawia się warstwa ludzi nowa, inteligencja litewska. A następnie radził: Tylko drogą wzajemnej wyrozumiałości, wzajemnych ustępstw, przyjaźni i jedności pogodzić się mogą dwie i więcej narodowości, którym los kazał mieszkać razem.
Wybitny językoznawca reagował z chwalebnym dystansem na antypolskie wypowiedzi, tak częste wśród wojujących narodowców litewskich. Zważmy także - uspokajał polskiego czytelnika - iż gdy się budzi długo uśpiona działalność plemienna, nadmiarem swoich sił walczy ze wszystkim i ze wszystkimi...
"Aušra" z uznaniem odnotowywała te polskie głosy, które zaświadczały, że nie wszyscy Polacy zamknęli się w swym oburzeniu na "niewdzięcznych Litwinów". Należał do nich językoznawca Jan Baudouin de Courtenay, który utrzymywał kontakty z Antanasem Baranauskasem i miał odwagę walczyć o zniesienie carskiego zakazu druków w języku litewskim. Wymienić tu trzeba Aleksandra Brücknera - autora dzieła "Starożytna Litwa. Ludy i bogi. Szkice historyczne i mitologiczne" (Warszawa 1904) oraz rozprawy "Polacy a Litwini. Język i literatura" - który pisał: Bez słusznych ustępstw. Bez pewnego uszczerbku naszego stanu posiadania na Litwie obejść się nie może, to darmo; przeciw wszechmożnemu prądowi nie popłyniemy daleko. I następnie: ...należy nam na przyszłość kroczyć drogami równoległymi; o zlaniu się narodowym nie może być mowy wcale i o żadnym ucisku, wywieranym w celu, aby to zlanie przyspieszyć czy umożliwić. (5)
Tenże jednak wybitny humanista w rozprawie pt. "Polacy a Litwini" ("Polska i Litwa w dziejowym stosunku", Warszawa 1914) stwierdzał: Kultura litewska jest, mimo wszelkiej różnicy etnicznej i językowej, tylko odpryskiem polskiej. Samoistna Litwa, pogańska, nie wytworzyła żadnej. W wieku XIV zdawało się, że ją ruska kultura zaleje, ale proces ten przerwało przyjęcie katolicyzmu i zjednoczenie z Polską. (6)
Przewlekły paternalizm, zaborczy patriotyzm. Publicystyka kręgu "Auąry" i polskie reakcje na ostrość litewskich sądów ukształtowały na długie dziesięciolecia nowe stereotypy: po jednej stronie polski paternalizm domagający się od "braci Litwinów" wiecznej wdzięczności za Unię i jej konsekwencje, po stronie litewskiej rozbuchany patriotyzm ze wszystkimi tego skutkami. Konflikt obejmował niemal wszystkie dziedziny życia, religii nie wyłączając. Mnożyły się nieporozumienia i napięcia na tle językowym w kościołach. Litwini głośno domagali się wprowadzenia ich rodzimego języka do świątyń, polscy księża realizowali te żądania opieszale, bo po pierwsze sami byli na ogół rycerzami kresowymi, po drugie musieli się liczyć z odczuciami Polaków.
Do gorszącego konfliktu doszło w 1904 roku w Berżnikach, w guberni suwalskiej. Piotr Łosowski podaje: Ekscesy te przerodziły się w otwarte krwawe bójki, tak że kościół musiano w końcu zamknąć. Podobne zajścia, choć na mniejszą skalę, miały miejsce w wielu innych kościołach. (7)
Leon Wasilewski w rozprawie pt. "Stosunki polsko-litewskie w dobie popowstaniowej" ("Niepodległość", t. I, Warszawa 1933) zauważył, że nacjonalizm litewski, zaprzeczający samemu istnieniu Polaków na Litwie, przyczynił się do wzmocnienia w miejscowym społeczeństwie analogicznego nacjonalizmu, z całym jego fanatyzmem i nietolerancją. (8)
Pisał też z właściwą sobie rzetelnością: Byłoby rzeczą wręcz niesłuszną przypisywanie tylko szowinistom litewskim dążności skrajnie nacjonalistycznych. Nie są od nich wolni naturalnie i księża Polacy i ludność istotnie litewska nieraz ulega naciskowi polonizatorskiemu, z którym walczy. (9)
Jedną z naszych wad jest idealizowanie siebie jako narodu, który rozsiewał tylko dobro. Stąd bierze się oczekiwanie wdzięczności od Litwinów. Białorusinów, Ukraińców. Tym większe jest więc rozczarowanie, gdy ci, którzy rzekomo powinni nam okazywać wdzięczność wypominają nam rzeczywiste czy urojone grzechy i sami żądają od nas przeproszeń. Wtedy w Polsce wzbiera fala żalu, pretensji do "niewdzięczników", którzy "zdradzili", którzy "wyparli się Matki", co ich wykarmiła. Jest to doznanie tak silne, że graniczy ze zbiorową psychozą. Lekarstwem na ten niemal chorobowy stan bywa lekceważenie tego, kto nie dość, że nie całuje polskiej ręki, ale śmie ją kąsać. A lekceważenie nigdy nie przechodzi bez złego echa, czego dowodzą poplątane stosunki polsko-żydowskie.
Podobnie było z polskim nastawieniem do litewskiego przebudzenia narodowego. To przebudzenie nazwano w Polsce "litwomanią", a jej rzeczników wyśmiano w określeniu - "litwomani". Żaden naród, żadna ambitna społeczność nie wybacza ośmieszania i lekceważenia. Jeden z Litwinów powiedział z goryczą: Prawda, nie krwią polonizowano Litwinów, lecz pomiataniem, pogardą i szyderstwem. Wszystko, co jest litewskie, nazwane zostało "pogańskim i chłopskim", mowa nasza "barbarzyńską" itd. A trzeba pamiętać, że człowiek, chociażby najmniej wykształcony, niczego tak się nie obawia, jak być wyśmianym. (10) Oto jeden z kluczy do zrozumienia litewskiej rezerwy wobec Polaków, którzy z najwyższym trudem godzili się na pełne usamodzielnienie się Litwinów.
Leon Wasilewski zauważył, że na Litwie doszło wtedy do głosu nowe pokolenie, które sprawę odrodzenia kultury narodowej łączyło w jakimś stopniu z radykalizmem społecznym. Było to pierwsze pokolenie inteligencji litewskiej chłopskiego pochodzenia. Wielu chłopskich synów zostało duchownymi i ich walka o tożsamość litewską w szkole i w kościele zabarwiona bywała specyficznymi elementami włościańskimi, a zatem i zadawnionymi antagonizmami społecznymi. A tymczasem Polacy, zabierający głos w sprawie stosunków polsko-litewskich, często traktowali je ze stanowiska interesów ziemiaństwa.
Oczywiście wielką przeszkodą w nawiązaniu partnerskiego dialogu były nie tylko różnice pozycji społecznej: tu inteligencja szlacheckiego pochodzenia - tam świeża inteligencja litewska chłopskiego rodowodu, ale także moskalofilstwo niektórych litewskich narodowców i fanatyzm części miejscowego kleru, który wywiesił sztandar litewskości zrywającej z wielowiekowymi związkami z Polską.
Pod koniec XIX w. pojawiło się nowe czasopismo - "Varpas" ("Dzwon"), wokół którego skupiło się środowisko niepodzielające ani ugodowości "auszrowców" wobec Rosji, ani ich nienawiści do Polaków pisze L. Wasilewski. Ale przecież to środowisko żądało od Polaków uznania Litwinów za odrębną narodowość, posiadającą wszelkie prawa do rozwoju samodzielnego. (11)
Głosy rozsądku ginęły w krzykach demagogów. Na początku nowego stulecia nowy biskup wileński Edward Ropp próbował łagodzić nastroje między zwaśnionymi stronami i wskazywał na rosyjskie zagrożenie, ale nie znalazł posłuchu. Rychło też musiał opuścić swe biskupstwo i udać się na zesłanie. O stopniu zacietrzewienia niektórych Litwinów świadczy fakt, że J. Basanaviczius wyraził za to wdzięczność carskim urzędnikom zajmującym się wyznaniami i napisał, że polityka rządu winna "dopomóc nam zrzucić polskie jarzmo i uwolnić się od polskiej opieki kościelnej" (12).
Nie ma miejsca dla poety. "Polski Słownik Biograficzny" (tom I, z. 1, Kraków 1935) podaje, że Antoni Baranowski urodził się w 1835 roku jako syn włościan Litwinów. Poeta. Pisał po polsku i po litewsku. Jego "Borek oniksztyński" (1860) przyniósł mu sławę najwybitniejszego poety litewskiego i budziciela kultury narodowej. Był także autorem gramatyki litewskiej i pięknych wierszy tworzonych w obu tak bliskich mu językach.
Antoni Baranowski i Antanas Baranauskas to jedna i ta sama osoba. To kapłan, w latach 1897-1902 biskup sejneński. W cytowanym słowniku czytamy: odznaczał się tym, że starał się o pogodzenie Litwinów i Polaków w sprawie języka w dodatkowym nabożeństwie w parafiach z mieszaną ludnością...
Sejny i Sejneńszczyzna to ważne miejsca w litewskim odrodzeniu narodowym. To zarazem typowy teren pogranicza, gdzie od dawna ścierały się wpływy polskie i litewskie. Henryk Wisner podaje, że w latach 1836-1847 ówczesny biskup sejneński Paweł Straszyński wprowadzał w kościołach czysto litewskich parafii i śpiew w języku polskim, i po polsku posługę kościelną... Wzbudzało to, co zrozumiałe, opory Litwinów i zostało przechowane w pamięci pokoleń.
Sejny to litewska drukarnia działająca na początku wieku. Sejny to miejsce polsko-litewskich spotkań politycznych w 1919 r., to także krwawa bitwa pod Sejnami w 1920 roku.
Sejny to wielowiekowe współżycie Polaków z Litwinami, ale to także przelana krew, to mogiły żołnierzy. Sejny to polskie kresy. Sejny to rejon uważany od dawna przez Litwinów za jeden z mateczników litewskości. Jest początek lat dziewięćdziesiątych. Polsko-litewskie spotkanie w sejneńskiej bazylice poświęcone poecie i biskupowi. Są Litwini z Litwy i Litwini z Puńska i właśnie z Sejn. Aktorzy czytają wiersze poety tak głęboko zakorzenionego w obu kulturach.
Jest początek lat dziewięćdziesiątych. Obaj z Jackiem Kuroniem - przewodniczącym Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych - przebywamy z misją dobrej woli w Sejnach. Próbujemy przekonać miejscowe władze, że powinny umożliwić Litwinom, polskim obywatelom, ustawienie pomnika biskupa-poety w miejscu godnym tej postaci. Władze gminy nie są tym pomysłem zachwycone. Chodzą pogłoski, że biskup był niechętny Polakom, że wypowiadał się krytycznie o powstaniu styczniowym, że ponoć agent carskiej ochrany...
Tłumaczymy, wyjaśniamy: wielu duchownych było przeciwnych powstaniu, więc zostawmy to w spokoju, ważniejsze, że to wybitna postać; zresztą biskupowi zarzucano przecież przesadne wychylanie się ku Polakom. Że nie ma żadnych dowodów na działalność agenturalną dla caratu. Proponujemy, aby gmina razem ze Wspólnotą Litwinów w Polsce zorganizowała sesję historyczną, aby przybliżyć tę postać polskim mieszkańcom miasta i regionu. Sprawę popiera Krzysztof Czyżewski i kierowany przez niego Ośrodek "Pogranicze - sztuk, kultur, narodów". Ideę ustawienia pomnika poety w Sejnach uważa za bardzo piękną i potrzebną dobry duch tych ziem, wybitny artysta malarz i grafik, Andrzej Strumiłło.
Czas przecieka. Pomnika nie ma. Bo nie ma odpowiedniego miejsca na jego ustawienie: propozycje wysuwane przez Litwinów nie znajdują uznania władz gminy, zaś to, co proponuje gmina, nie odpowiada Litwinom.
Próba dialogu. Lata dwudzieste i trzydzieste to, jak wiemy - chroniczny konflikt między Polską a Litwą, między Warszawą a Kownem. Po obu stronach była zapiekłość, a najbardziej ucierpiały na tym mniejszości narodowe: Polacy na Litwie i Litwini w Polsce.
Litwini nie zrezygnowali z marzeń o Wilnie. Polacy nie wyobrażali sobie państwa polskiego bez Wilna. Henryk Wisner, omawiając stosunki z początku obecnego wieku, pisze: Gorzkie poczucie konieczności dowodzenia własnej obecności miała Litwa narodowa w Wilnie, a tym pilniejsze, że liczba stałych mieszkańców, którzy przyznawali się do litewskości, malała. W 1909 roku, w Wilnie Litwini stanowili zaledwie 1,2 proc.
Dopiero w 1901 r. Litwini zyskali pierwszą - po wiekach! - świątynię, i to w ubogiej, żydowskiej części miasta. W roku akademickim 1937/1938 na Uniwersytecie Wileńskim studiowało blisko 73 proc. Polaków i tylko 2,7 proc. Litwinów. (13)
Polska wciąż tkwiła na Wschodzie, wciąż żywy był mit jagielloński, wciąż trudno było większości Polaków zrezygnować z roli narodu panującego politycznie nad ludami, które wchodziły kiedyś w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Polski mit, a także polska praktyka polityczna zderzały się z dążnościami narodowościowymi Białorusinów i Ukraińców oraz litewskimi wyobrażeniami o nie okaleczonym terytorialnie państwie litewskim. Roman Wapiński cytuje w tym kontekście Adolfa Bocheńskiego, który w 1937 roku pisał: Częstując ich Jagiellonami popełniamy nietakt, uderzamy w punkt, który jest dla nich najboleśniejszy, najbardziej drażliwy. (...) Usuńmy Jagiellonów w niepowrotną przeszłość. Uznajmy tamten eksperyment za skończony, a niewątpliwie ułatwimy sobie porozumienie z Litwinami. (14)
Ważne w tej wypowiedzi jest nie zalecanie usuwania Jagiellonów z dziejów Litwy - to byłoby zbrodnią na historii Litwy - ale rzadka u nas próba spojrzenia na stosunki polsko-litewskie także z tej drugiej, litewskiej perspektywy. W tym sensie propozycja Adolfa Bocheńskiego nic nie straciła ze swej aktualności metodologicznej.
A potem przyszła wojna. Wilno dostało się w litewskie ręce, ale wnet cała Litwa została moskiewską prowincją. A potem Litwini gwałtownie lituanizowali Wilno i znów między Polakami a Litwinami wyrastały krzaczyska wrogości, znowu odżywały stare uprzedzenia.
Po wojnie było, jak było. Warszawa nie mogła swobodnie rozmawiać z Wilnem, bo ani Polska, ani Litwa nie były w pełni suwerennymi państwami. Polska była poddana radzieckiej dominacji, a Litwa nie miała nawet pozorów samodzielności. Fakt, że Polska Rzeczpospolita Ludowa graniczyła ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, miał zgubny wpływ na nasze, polskie, krajowe myślenie o naszych najbliższych sąsiadach: Litwie, Białorusi, Ukrainie. Sprawy trudne, sprawy żywotności szowinistycznego dziedzictwa, tego niedobrego spadku po endeckiej polityce wobec sąsiadów ze wschodu i mniejszości narodowych, pozostały niejako zamrożone, bo nie można było o nich swobodnie dyskutować. Ale przecież gdzieś tam w głębi pokutowało u nas myślenie o Kresach, które nam zabrano, i o Ziemiach Zachodnich, które słusznie "wróciły do Macierzy".
Ma rację Andrzej Mencwel, gdy pisze: Naprawdę środowisko "Kultury" i Juliusz Mieroszewski, jako jego polityczny mówca, było jedynym wtedy na świecie rzecznikiem niepodległości Ukrainy i Białorusi. (15) Dopowiedzmy: także niepodległej Litwy z Wilnem jako stolicą!
Wspomniany już Juliusz Mieroszewski tak pisał w 1970 roku: Naszym ideałem i pomnikiem polityki narodowościowej był pan Longin Podbipięta, który wprawdzie był Litwinem, lecz nie umiał słowa po litewsku. Przez politykę narodowościową nie rozumieliśmy nigdy partnershipu, tylko zawsze wynarodowienie ("Kultura" 4/1970). W cztery lata później stwierdzał: Wielu współcześnie żyjących Polaków marzy nie tylko o polskim Lwowie i Wilnie, ale nawet o polskim Mińsku i Kijowie. Wielu uważa za ideał niepodległą Polskę sfederalizowaną z Litwą, Ukrainą i Białorusią. Innymi słowy alternatywą rosyjskiego imperializmu może być tylko polski imperializm, i zawsze tak było. I dalej: Idea jagiellońska tylko dla nas nie ma nic wspólnego z imperializmem. Jednak dla Litwinów, Ukraińców i Białorusinów stanowi najczystszą formę polskiego tradycyjnego imperializmu. A przecież - powiada Juliusz Mieroszewski - w Europie Wschodniej - jeżeli na tych ziemiach ma kiedyś ustalić się nie tylko pokój, lecz wolność - nie ma miejsca na żaden imperializm - ani rosyjski, ani polski. (16)
Nie przypadkiem właśnie w paryskiej "Kulturze" ukazał się "Dialog o Wilnie" - ważny dwugłos Czesława Miłosza i Tomasza Venclovy.
Mówi Czesław Miłosz: Dwa narody mają za sobą straszne doświadczenia, zostały podbite, upokorzone, zdeptane. Nowe pokolenia inaczej będą ze sobą rozmawiać, niż to działo się w latach powojennych. Musimy jednak liczyć się z siłą inercji i z tym, że w próżni ideologicznej, jaka powstała, nacjonalizm czy w Polsce, czy w Litwie, nieraz będzie wkraczał na utarte tory, jako że w historii każdego kraju istnieją powtarzające się wzory, patterns.
Mówi Tomasz Venclova: Wilno, ta wieczna enklawa, otrzymuje tutaj nową szansę. Jako miasto stref etnicznych, zachodzących na siebie, jest modelem całej Europy Wschodniej. Współżycie i wzbogacenie wzajemne musi tu zastąpić dawne tarcia, i właśnie ruch antytotalitarny jest w tym główną pomocą. (17)
Było to na samym początku 1979 roku. Obaj rozmówcy mieli rację. Miał rację Czesław Miłosz, przestrzegając przed wkraczaniem na dawne nacjonalistyczne ścieżki. Nie pomylił się Tomasz Venclova, widząc Wilno jako miasto litewskie, ale ważne dla wielu kultur i narodów.
- - - - - - - - -
(1) J. Bertig, Ch. Villain-Gandossi, Rola i znaczenie stereotypów narodowych w stosunkach międzynarodowych: podejście interdyscyplinarne, w: "Narody i stereotypy", pod redakcją T. Walas, Kraków 1995
(2) H. Wisner, Litwa i Litwini. Szkice z dziejów państwa i narodu, Olsztyn 1991
(3) R. Wapiński, Polska i małe ojczyzny Polaków. Z dziejów kształtowania się świadomości narodowej w XIX i XX wieku po wybuch II wojny światowej, Wrocław-Warszawa-Kraków 1994
(4) H. Wisner, dz. cyt.
(5) Cyt. za: P. Łossowski, Po tej i tamtej stronie Niemna. Stosunki polsko-litewskie 1883-1939, Warszawa 1985
(6) Cyt. za: P. Łossowski, dz. cyt.
(7) P. Łossowski, dz. cyt.
(8) L. Wasilewski, Stosunki polsko-litewskie w dobie popowstaniowej, Jerozolima 1946
(9) Cyt za: P. Łossowski, dz. cyt.
(10) P. Łossowski, dz. cyt.
(11) L. Wasilewski, dz. cyt.
(12) H. Wisner, dz. cyt.
(13) Tamże
(14) R. Wapiński, dz. cyt.
(15) A. Mencwel, Studium sukcesu (2). Program "Kultury" 1946-1956, "Twórczość", nr 11/1996
(16) J. Mieroszewski, Materiały do refleksji i zadumy, Warszawa 1982
(17) Cz. Miłosz, T. Venclova, Dialog o Wilnie, "Kultura", nr 1/1979
Michał Jagiełło
"Literatura" 1 (162) 99 styczeń 1999 r.