Smaczny sen Piegusa albo Jak powstał Sękacz

Baśń Birutė Jonuškaitė z udziałem Igora Nieszczerzewskiego i Macieja Faszczewskiego.


 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Birutė Jonuškaitė
Smaczny sen Piegusa albo jak powstał Sękacz
 
Współpraca:
Igor Nieszczerzewski i Maciej Faszczewski
 
Ilustracja. Wiesław Szumiński.
 
 
 
 
Nad rzeką Marychą, tuż przy drewnianym mosteczku, który
zdążył już porosnąć mchem, zagnieździła się rodzina kacza. Z
tego gniazda dobrze było widać domek z gankiem i całe
podwórko, i nawet wieże kościoła, który dumnie witał
mieszkańców i gości miasteczka. Takich przytulnych domków na
przedmieściu Sejn było wiele. W tym najbliższym, przy mostku,
mieszkała mała dziewczynka Rasa ze swoimi rodzicami.
Pewnego słonecznego dnia kaczka zniosła jajko. Ciepło i
przytulnie mu było w gnieździe aż do momentu, kiedy czyjeś
rączki dotknęły go na słomianej pościeli.
– Vaje, koks Strazdanius! (O rety, jaki Piegus!) – usłyszało
jajko cieniutki wesoły głos. – Choć, pokażę cię Mamie.
No i zaczęło się. Od nagłego chwytu jego żółte serce tak
zaczęło mocno bić, że już myślało – nie wytrzyma i pęknie.
Zaszumiał wiatr w uszach jaja, bo leciał w ręku przez całe
podwórko, na którym leniwie między sobą gawędziły gęsi, po
kałużach człapały kaczki i bulgotały na jakiejś ważnej naradzie
zebrane indyki.
 
– Ja lecę, ja lecę! – ledwo łapiąc oddech, chciało pochwalić się
im jajo, ale nikt nie zwracał na nie uwagi. Może nie słyszeli jego
wątłego głosu, a może byli zbyt zajęci swoimi sprawami. Tylko na
płocie stojący kogut spojrzał z wysoka:
– Ano, leć, leć, prosto do garnka, bo już nic z ciebie nie
wykłuje się.
– Mamo, spójrz, jakiego Piegusa znalazłam w gnieździe naszej
kaczki Czubatki!
– O jak dobrze, Rasieńko! Akurat mi jednego brakowało. Policz
ile tu ich mamy. Powinno być 40.
– Po co ci tak dużo jaj, mamusiu? – spytała Rasa.
– Mam bardzo stary przepis na ciasto, który zostawiła mi moja
babcia, a twoja prababcia, a ona dostała go od swojej mamy.
Kiedyś, gdy byłam mała, piekłyśmy razem, ale po śmierci babci
nigdy sama nie próbowałam tego robić. Jutro są twoje szóste
urodziny, więc spróbuję wypiec.
Rasa z płaskiego koszyczka zaczęła wyjmować jaja – białe i
brązowe, bo takich najwięcej kur chodziło po ich podwórku i
obmywała je wodą.
– Brrr… nie lubię kąpieli! Ja i tak jestem czyste! A mnie tak
pasowało to piórko nad uchem! – parskały niezadowolone jaja.
– A moich kropek żadna woda nie zmyje! – cieszył się Piegus.
– Vienas, du, trys, keturi, penki, šeši… (Jeden, dwa, trzy,
cztery, pięć, sześć…) – Rasa kładła na stole osuszone jajka kur
w długi szereg. Na koniec ostrożnie położyła o wiele większego
Piegusa i triumfalnie wykrzyknęła:
– Czterdzieści!
– Wspaniale, Rasieńko! Nie zrobiłaś ani jednego błędu. –
Uśmiechnęła się mama.
– Ja umiem i do stu policzyć! A co dalej robimy?
– Poszukamy naczynia.
Mama wyciągnęła z szafki dużą miskę.
 
– A teraz cały kilogram Masła utrzemy z kilogramem Cukru.
Trzeba będzie dobrze popracować, aby z nich powstała gęsta
Masa.
I mama zaczęła ucierać.
Tymczasem jaja na obrusie szturchały jedno drugie:
– Ej, ty Piąty, posuń się trochę, bo przez ciebie nie widzę
horyzontu – wypychało się na przód Czwarte.
– Dwadzieścia Trzecie, ty jesteś brązowe, nie przytulaj się do
mnie, ja wolę być przy białym – kaprysiło Dwudzieste Czwarte.
– Ej ty, Piętnasty, co się tak uwypuklasz?! Wciągnij ten swój
wielki brzuch! – Pokrzykiwało Szesnaste.
– Ja nie będę leżał obok Piegusa! On jest Inny! Gruby! On nie
z naszego Kurnika! – Piszczało Trzydzieści Dziewiąte.
– Ale ja jestem na samej czołówce! – Radośnie krzyknął
Piegus.
– Jaka znowu czołówka?! Ty jesteś ostatni! – jeszcze bardziej
oburzyło się Trzydzieste Dziewiąte.
– Nie, ja jestem pierwszy. Nikt nic mi nie zasłania: widzę obrus
w czerwone kwiatki, i cukiernicę, i łyżkę, i kubeczek, a jeszcze
dalej stoją krzesła, i wiszą obrazy.
– Pierwszy i głowę stracisz… – ziewnął stary Miód w słoiczku.
Stał tu już kilka lat. Nikt nie dodawał go ani do herbaty, ani nie
jadł z ogórkiem, wszyscy byli na dietach, więc nasłuchał się i
napatrzył wszystkiego…
– Ja nie mam głowy, tylko czubek – zachichotał Piegus.
– Ach, ta młoda gorąca krew… żadna metafora do nich nie
dotrze – westchnął Miód zapadając znowu w drzemkę.
– Co? Co? Co? Tylko nie kamfora! Nie chcemy mieć z nią nic
wspólnego! Nie, nie, nie! Ona okropnie śmierdzi i wżera się! –
podskoczyły Kostki Cukru w cukiernicy, ale Miód nie raczył ich
uspakajać, nie lubił bladych konkurentek i prędko znowu zapadł
w sen. A Piegus radował się dalej:
 
– Jak tu przestrzennie! Spójrzcie na te piękne talerze!
– Gdzie, co? Ja leżę na lewym boku, nic nie widzę, tylko jakieś
grudki na obrusie, no, posuńcie się trochę, bo ich zapach taki
ostry, że się zaduszę! – starał się obrócić Siedemnasty.
– Jak śmiesz tak mówić!? Ty obrażasz moją wonną delikatną
duszę! – Rozległ się cieniutki pisk. – Ja jestem madam Wanilia!
Ja słodko pachnę!
– A ja się boję. Bardzo się boję. Co teraz z nami będzie? –
Pociągało nosem Ósme.
– Może trochę niewygoda, ale będzie nam przygoda! – zanucił
Piegus w tym momencie, kiedy objęły go palce Mamy. Po chwili
rozległo się chrupkie ciach i białko powędrowało do jednego, a
żółtko chlupnęło do drugiego – ogromnego – naczynia. Skorupka
poleciała do pojemnika z organicznymi odpadami.
– Widzisz, a jednak on był Pierwszy – chciał stuknąć
Trzydziesty Ósmy Trzydziestego Dziewiątego, ale tamten już był
w ręku Mamy. Ciach! Chlup! Ciach! Chlup! I tak jajka wędrowały
do miski jedno po drugim.
– Co za barbarzyństwo! Połowa tu, połowa tam! Jak ja
poradzę bez białka? – Pokrzykiwał jeden z nich.
– E tam, nie przejmujcie się, mam przeczucie, że ta rozłąka
nie na długo – starał się dodać otuchy Piegus.
– Jakie jeszcze przeżucie? O co tu chodzi? – chlapnęło
ostatnie żółtko.
– Udławimy się, udławimy się! – wołał Cukier z Masłem. –
Cała żółta armia nas napadła!
Ale Mama nie słyszała ich krzyku, a gdyby i usłyszała, to by
nie zrozumiała, bo nie umiała po jajczemu, więc energicznie
zaczęła mieszać, tarła, starała się, aby powstała jednolita Masa.
Żółtko Piegusa zawirowało i rozlało się.
– Ale karuzela! Ale frajda! Juhooo! Czy trafiliśmy do wesołego
miasteczka?
 
Jajka popiskiwały, jęczały, krzyczały i dławiły się, płakały z
utraty swojej owalnej formy, tylko jeden Piegus nurkował wśród
grudek Cukru i nie widział w tym nic strasznego.
– My przeistaczamy się! Przechodzimy w inny – piękniejszy –
stan!
– A ja zawsze jestem atrakcyjna, najdostojniejsza ze
wszystkich pań: moje fale białe, jak piana morska, jak… – rozległ
się nowy głos, bo akurat do miski Mama wlewała cały litr białej
substancji.
– Przepraszam, że Inna to widzę, ale kto ty właściwie jesteś?
– Zapytał Piegus.
– Ja jestem Śmietana, pochodzę z bardzo starej szlacheckiej
rodziny Mleka.
– A ja – Piegus. Jajko Czubatki.
– Nie widzę cię, ale całym ciałem czuję, że będziemy pasować
do siebie, jesteś miły – rozlewała się wygodnie Śmietana,
zatykając usta wszystkim, którzy tonęli w jej białych falach.
– Ja, na razie, mam tylko część ciała, jestem bez białka, ale
mam nadzieję, że… – Piegus nie dokończył, bo z góry zaczęły
padać malusieńkie białe grudki – to Mama przesiewała Mąkę –
cały kilogram. Gdy w końcu skończyła się ta biała ulewa,
obrażona Śmietana przetarła swe oczy, a jajka zaczęły kichać i
wiercić się pod nią, aż Masło z Cukrem nie wytrzymało:
– Przestańcie żółtodzioby! Ani na chwilę nie dają spokoju!
– Jaki spokój?! Jaki spokój?! Chciałem być kogutem! A ja
kurą! Wytarli moją żółtą duszę! Jakim prawem tak nas
poniewierają? – Krzyczały jedno za drugim jajka.
– O prawach człowieka coś słyszałem na buraczanym polu,
ale o prawach jaj – nie. A ty? – zwrócił się Cukier do Masła.
– Co mogę usłyszeć, gdy ciągle mnie biją po łbie? Tylko łomot
został mi w uszach. – Westchnęło Masło.
 
Teraz już cała miska była pełna zgrzytów, jęków i stęków.
Tylko Piegus nie tracił nadziei:
– Przestańcie stękać. Mam pomysł. Proszę się odprężyć i…
Ale w tym momencie wszystkim na głowę chlusnęło coś tak
nieprzyjemnego i parzącego, że z bólu Śmietana skurczyła się,
żółtka zbladły, a Cukier całkiem roztopił się.
– Podaj jeszcze jedną Cytrynę – powiedziała Mama do Rasy.
I znowu polał się kwaśny deszcz.
– Teraz dobrze wymieszamy wszystkie składniki i ciasto zaraz
będzie gotowe. Brakuje nam jeszcze piany z białka, weź trzepak i
możesz ubijać – mówiła Mama do Rasy.
Białka zapieniły się, a w misie aż się kotłowało – Mama tak
energicznie mieszała, że już nie można było odróżnić, który to
obrażony głos Śmietany, gdzie pokrzykują żółtka, a gdzie zgrzyta
Cukier. Czasami tylko pobrzmiewało coś w rodzaju rewolucja czy
ewolucja, nie jesteśmy składnikami czy niewolnikami, ale Mama
nie zwracała na to uwagi, bo przecież miała jedyny cel –
przygotować pulchną, jednolitą Masę biszkoptowo-maślaną. Gdy
Rasa ubiła białka na białą sztywną pianę, Mama ostrożnie dodała
ją do ciasta i delikatnie wymieszała.
– Wróciło, moje białko wróciło! – Krzyknęło Pierwsze żółtko. –
I moje! I moje! – Rozległo się ze wszystkich stron.
– A co, mówiłem, że ta rozłąka nie na długo! – Dobry humor
odzyskał i Piegus. – Powtarzam, przestańcie stękać. Mam
pomysł. Proszę się odprężyć i…
I miska powędrowała w drugi kąt kuchni, tam, gdzie było o
wiele cieplej. Piegus to poczuł od razu – wydawało mu się, że
zaraz zapadnie w słodką drzemkę. Ale przedtem jeszcze chciał
dopowiedzieć to, co zaczął. Aż nagle…
– Widzisz, Rasieńko, aby upiec to ciasto, nie wystarczy tylko
rozpalić ogień, ale musimy mieć i specjalny sprzęt. To
urządzenie skonstruował mój dziadek: drewniany wałek,
 
rozszerzający się z jednej strony umieścił na tych widełkach tak,
by mógł się obracać, a tu przymocował koło od roweru z rączką,
którą ty będziesz kręciła i wprowadzała wałek w ruch, a ja będę
oblewała ten wałek ciastem. Aby ciasto nie przylepiło się, trzeba
wałek okręcić papierem i posmarować masłem. Pod wałek
podsuniemy szeroki pojemnik, aby polewane ciasto nie spadało
na ziemię, bo ono nam jeszcze będzie potrzebne. Będzie to takie
ciasto na rożnie, rozumiesz?
– Chyba tak… – odpowiedziała Rasa nie całkiem pewnie, bo
nie miała pojęcia, jak te ciasto utrzyma się na rożnie.
– No cóż, spróbujemy? Zaczynamy. Kręć, tylko powolutku.
Rasa zaczęła kręcić, a mama oblewać wałek ciastem, które w
pewnych miejscach krzepło i pozostało na wałku, ale sporo i
leciało na dół do pojemnika. Mama łapała uciekiniera i znowu
oblewała warstwę po warstwie…
– Piecze! Parzy! Rety, Jak gorąco! Palę się! Ginę! Ratunku!
Ratunku! – Podniosły się takie krzyki i wołanie o pomoc, że
nawet Rasa zaniepokoiła się.
– Mamo, czy ci się nie wydaję, że to ciasto na wałku jęczy i
stęka?
– Stęka? Raczej upala się jak w słońcu. Będzie pulchne i
smaczne.
Jęki jajek podnosiły się z miski, na wałku przechodziły w
rozpaczliwy krzyk, a potem wydobywały się już tylko gorące ich
oddechy.
– Szkoda, że nie umiemy po rasiemu, Rasa może by nas
uratowała – rzekło Trzydzieste dziewiąte i wyzionęło ducha.
Nawet Piegus nie mógł im dodać otuchy, bo podskakiwał w
Masie od jednego brzegu miski do drugiego, starając się uniknąć
wielkiej łyżki, którą Mama nabierała ciasto i polewała je na wałku.
A gdy sam na nim zawisł, parząc się jeszcze zdążył powiedzieć:
 
– Przestańcie stękać, proszę się odprężyć i pomyśleć, że to
tylko dziwny sen. Oto wyrastają nam słodkie ręce, a może nogi,
długie nosy i grube włosy, nasz żółty kolor staje się jeszcze
bardziej intensywnym żółtym a miejscami nawet brązowym, a
potem…
Potem na rożnie zwisło rogate, piękne ciasto. Mama była
zadowolona, obok niej stała nie mniej dumna ze swojej pracy
Rasa.
– Jak nazwiemy to nasze ciasto? – Spytała Mama.
Ale odpowiedzi nie było, bo w tym momencie w progu stanął
Tata.
– O, moje kochane, jaka niespodzianka! Widzę, że Rogacza
upiekłyście! Po tylu latach! Twoja Prabacia, Rasieńko, bardzo by
się ucieszyła, widząc, że jej przepis znowu jest komuś potrzebny.
– Bardzo starałam się wszystko robić tak, jak jest zapisane w
jej przepisie – potwierdziła Mama. – Tylko nie wiemy, jak nazwać
to ciasto.
– Po litewsku nazywają to ciasto Raguolis (Rogaczem), tak
pewnie jest i w przepisie Prababci, ale jak go nazwać po polsku –
nie wiem – powiedział tata.
– Po prababciemu – Roguolis, a po rasiemu możemy nazwać?
– Zapytała Rasa.
– Ależ oczywiście! – Uśmiechnęli się rodzice.
– To może Stękacz?
– Co ty, kochanie, takie ładne ciasto nazwać Stękaczem? Nikt
pewnie i jeść go by go nie chciał. – zaśmiała się Mama. – Ale
podrzuciłaś mi inną myśl: może mógłby to być Sękacz? Przecież
tak dużo ma sęków!
– Całkiem fajna nazwa – zgodziła się Rasa.
Gdy ciasto ostygło i Mama zdjęła go ostrożnie z wałka, na
stole stanęła żółto-brązowa wieża. Trochę krzywa, trochę
podobna do wieży w Pizie, ale Rasa o Pizie jeszcze nic nie
 
wiedziała, więc wzięła czerwony ołówek i na kartce papieru
napisała krzywe literki: TO JEST SEN KACZ. Kartkę położyła
obok ciasta.

Komentarze:

Dodaj swój komentarz:

Imię i nazwisko:*

Adres e-mail:*

Treść:*

ładowanie...

Kod z obrazka:*

 

 pola oznaczone * są wymagane

Szukaj na stronie

 

SEJNEŃSKA KSIĘGA BAŚNI - CZYTAJ PDF

SEJNEŃSKA KSIĘGA BAŚNI -  OPOWIADA POMYSŁODAWCZYNI BOŻENA SZROEDER 

 
 

 

Dwór Miłosza w Krasnogrudzie

czynny od poniedziałku do piątku 10.00 - 16.00

 

 Biała Synagoga w Sejnach

,,Atlas Sejneńskiego Nieba" - wystawa Małgorzaty Dmitruk

czynny od poniedziałku do piątku 10.00 - 16.00

 

 

  Instytucja współprowadzona przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.

 

  Instytucja Kultury Województwa Podlaskiego


Szanowni Państwo, drodzy Przyjaciele, kochani Rodzice, Sąsiedzi, Goście Sejn i Krasnogrudy, 

Bardzo zachęcamy do wsparcia Fundacji Pogranicze 1%-em Waszego podatku. Pomoc taka dla nas w dzisiejszych czasach jest jedną z możliwych dróg utrzymania naszego miejsca.  

Jak można przekazać 1% swojego podatku dla Organizacji Pożytku Publicznego jaką jest Fundacja Pogranicze? W zeznaniu podatkowym należy wpisać KRS Fundacji Pogranicze: 0000178248.

 

 

 

 

 

Oferta edukacyjna

Darowizny uzyskane przez Fundację Pogranicze

W związku z otrzymaniem darowizn, na podstawie art. 18 ust. 1f, pkt 2 ustawy z dnia 15 lutego 1992 r. o podatku dochodowym od osób prawnych (Dz. U. z 2011 r. Nr 74, poz. 397, ze zmianami), Fundacja Pogranicze podaje do publicznej informacji, że łączna kwota uzyskana z tego tytułu w okresie od 01.01.2020 r. do 31.12.2020 r. wyniosła 88.736,29 zł.

W 2020 roku Fundacja uzyskała również kwotę 9.545,20 zł w formie wpłat z 1% podatku oraz 5.667,98 z tytułu zbiórki publicznej nr 2018/2901/OR.

Otrzymane darowizny Fundacja Pogranicze w całości przeznaczyła na realizację działań statutowych.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

INFORMACJA O POLITYCE PRYWATNOŚCI