Aureliusz Marek Pędziwol: Warto czytać książki Czesława Miłosza i wiersze Josifa Brodskiego, bo są znów aktualne – twierdzą Natalia Bryżko-Zapór i Krzysztof Czyżewski w rozmowie przeprowadzonej w Dworze Miłosza w Krasnogrudzie, gdzie mieści się prowadzona przez Czyżewskiego Fundacja „Pogranicze”.
Rozmawiamy podczas zorganizowanej przez Natalię konferencji „Świat po Miłoszu i Brodzkim”. Zacznę więc od pytania, jak chcielibyście mnie przekonać, że po latach znów mam sięgnąć po Miłosza i Brodskiego? Po co?
Natalia Bryżko-Zapór: Może ja powiem najpierw, od czego zaczęły się te spotkania. Bo to jest już piąte z rzędu. Poprzednie cztery były w Petersburgu, teraz po raz pierwszy jesteśmy w Krasnogrudzie – no bo gdzie, jak nie tu, w Dworze Miłosza?
Przed założeniem fundacji, która wspólnie z Krasnogrudą zorganizowała dzisiejsze spotkanie, pracowałam w Instytucie Polskim w Petersburgu i już w pierwszym roku zwróciłam uwagę, że Brodski jest ikoną dla znacznej części petersburskiej inteligencji. Ale zwiedzając wciąż jeszcze nieistniejące muzeum Brodskiego, czyli jego dawne mieszkanie – słynne „półtora pokoju” – rozmawiając ze specjalistami, odniosłam wrażenie, że kontekst wymiany poglądów, którymi się dzielili Miłosz z Brodskim, jest tam kompletnie nieznany. Zaproponowałam więc partnerom Instytutu, żeby spróbować porozmawiać o tym, o czym ci dwaj dyskutowali. Są bowiem w Petersburgu ludzie szczególnie wrażliwi i wyczuleni na objawy nawracającej choroby totalitarnej. Znaleźliśmy znakomitych współuczestników dyskusji w Muzeum Anny Achmatowej, petersburskim PEN Clubie, na uniwersytecie i w oficynie Limbacha, która wydaje książki Miłosza.
Udało się, jak widzę.
Pomysł chwycił. Dołączyli do nas intelektualiści litewscy. I oczywiście polscy. Dawna wymiana myśli między Miłoszem, Brodskim, a Tomasem Venclovą zaczęła żyć nowym życiem.
Od pierwszej konferencji zastanawialiśmy się razem z Krzysztofem nad formułą spotkań. Okazało się, że te rozmowy, które zainicjowała dyskusja czysto literaturoznawcza o ich twórczości, zataczają coraz szersze kręgi i obejmują coraz bardziej aktualne tematy współczesnego świata. W ostatnich spotkaniach brali już udział historycy, politolodzy, socjolodzy, którzy już nie mówili o twórczości obu naszych noblistów, tylko wychodząc z ich dorobku odnosili się do dzisiejszej rzeczywistości. Pytania stawiane w czasach dominacji systemu komunistycznego w tej części świata, wydawały się już nieaktualne. A teraz wracają. Rosyjska inteligencja szczególnie dobrze to czuje, ale i my mamy wiele do przemyślenia. Jak pisał Brodski, „coś korci, by obejrzeć się przez ramię…”. Na Rodzinną Europę, Szukanie ojczyzny i Zniewolony umysł. I to jest moja odpowiedź na pytanie, dlaczego warto sięgać po ich książki.
Czy to znaczy, że widząc, co się dzieje w Europie, powinienem na przykład sięgnąć po Zniewolony umysł, żeby przypomnieć sobie, jak te mechanizmy działają?
Krzysztof Czyżewski: O, ciekawe. Mój już nieżyjący przyjaciel Tony Judt czytał Zniewolony umysł na New York University i napisał nawet w The New York Review of Books świetny esej o jego aktualności. On go czytał tak, że jest to heglowskie ukąszenie, które Miłosz opisuje oraz przypisuje epoce komunizmu i panującego wtedy diamatu [dialektycznego materializmu], czyli ideologii marksistowskiej, dzisiaj możemy odczytać jako ukąszenie neoliberalne. Jako wizję świata, w której nie ma innej alternatywy niż wolnorynkowa gospodarka kapitalistyczna. Ludzie żyjący w systemie neoliberalnym, odczuwają to jako zniewolenie. Jako pewien rodzaj ideologii, która rości sobie pretensje do wyłączności – there is no alternative – która jest właśnie rodzajem zniewolonego umysłu. A to pcha ludzi do buntu, który też kierował Miłoszem. Ta książka jest więc wciąż aktualna. Niedawno ukazała się w Chinach i znam ludzi, którzy odczytali ją jako rewolucyjną w kontekście chińskim. Podobnie na Białorusi.
A w Rosji?
Natalia Bryżko-Zapór: W Rosji chcą Miłosza. Właśnie z tego powodu, że u niego da się znaleźć odpowiedzi na dzisiejsze pytania. Myślę, że Rosjanie czytają „Zniewolony umysł” jak książkę o sobie samych, wtedy i teraz. O heglowskim ukąszeniu, a którym wspomniał Krzysztof, które się wcale nie zagoiło, tylko przybrało nieco inne kształty i barwy. Rosja wraca do autorytaryzmu, zbroi się, stosuje działania ekspansywne już nie tylko wokół swoich granic, podsycane ideologią i propagandą, która od tej z okresu zimnej wojny różni się tak naprawdę tylko w szczegółach. Wewnątrz kraju szybko zawężają się obszary wolności obywatelskich. Ludzie o przekonaniach demokratycznych przeżywają to jak „nieszczęście we własnym domu”. Tak nazwała to kiedyś pewna moja znajoma z Memoriału. Stąd się bierze potrzeba szukania odpowiedzi między innymi w utworach Miłosza czy Venclovy. A biorąc pod uwagę coraz bardziej odczuwalne turbulencje również na obszarze naszej, europejskiej, czy euroamerykańskiej cywilizacji, chyba powinniśmy także poszukiwać refleksji.
Jak ważna jest ta książka w twórczości Miłosza?
Krzysztof Czyżewski: On sam nie bardzo ją lubił, a raczej sławy jej towarzyszącej i przesłaniającej jego dzieło poetyckie. Uważał, że sprowadzanie jego twórczości tylko do takiego zaangażowania historycznego odbiera mu siłę pisania poezji czy mierzenia się z kryzysem wyobraźni religijnej, czemu na przykład poświęcona jest Ziemia Urlo. Ale bez Zniewolonego umysłu nie byłoby Ziemi Urlo.
Źródła tego kryzysu, w który popadliśmy w nowoczesności, są w utracie wyobraźni religijnej i w utracie odpowiedzialności człowieka nad dziedzictwem jego wyobraźni – tego jak myślimy etycznie – wartościami i wyobrażeniami. Jest taki wiersz Miłosza:
Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili,
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
[Oeconomia Divina, Berkeley, 1973]
To znaczy, że Bóg da im wolność czynienia wszystkiego, zła absolutnego również. Ten brak kręgosłupa moralnego, brak wertykalnej wyobraźni, która odnosi nas do wartości, jest przyczyną nihilizmu – tego, że człowiek może być podatny na najbardziej skrajne, irracjonalne ideologie, co nam pokazał XX wiek.
To już przeszłość?
Natalia Bryżko-Zapór: XXI wiek pokazuje to na nowo, budząc niepokój i lęk. Zaczęliśmy już zadawać sobie pytania, kiedy zacznie się wojna! Wielka wojna, bo lokalną mamy całkiem niedaleko, u naszych sąsiadów na Ukrainie. Znowu chodzi o „strefy wpływów”, że użyję tu dwudziestowiecznego określenia, które, jak się okazuje, wcale nie jest żadnym anachronizmem. Niepokój słychać w wielu rozmowach, a przecież jeszcze dziesięć lat temu wydawało się, że to wszystko przeszłość.
Krzysztof Czyżewski: Uzurpowalibyśmy sobie prawo do taniego optymizmu, gdybyśmy nie widzieli tego dzisiaj w naszej skłonności do irracjonalnych ideologii, na nowo. W nawrocie nacjonalizmów, ksenofobii, lęku przed innymi.
Nieomylna intuicja kierowała Miłoszem, kiedy nam w latach dwutysięcznych ułożył książkę „Wyprawa w dwudziestolecie”. Wydawałoby się, że to już jest za nami. Że te trupy Dmowskiego zostawiliśmy za sobą w szafach nacjonalizmu. Miłosz wiedział, że to się może odradzać. Że te wzory istnieją w mentalności ludzi. I ostrzegał, że jeżeli nie damy człowiekowi siły – a ta siła to kultura, to edukacja – to będzie on bezbronny wobec nowych ideologów, którzy go wezmą w te same sidła.
Dzisiaj Putin, politycy środkowoeuropejscy, czy też Trump w Ameryce wykorzystują bardzo podobne narzędzia w swoich populistycznych, bardzo irracjonalnych ideologiach. Czytanie Miłosza i Brodskiego jest szczepionką umacniającą człowieka, żeby był odporny, żeby miał ten rodzaj krytycznego myślenia.
To nie jest żadna ideologia. Miłosz z Brodskim nie proponują żadnego absolutystycznego kodeksu. Oni chcą tylko umocnić w nas ten rodzaj siły, na przykład zakorzenienia. U Miłosza to było bardzo silne – ta wiara w małą ojczyznę, w bliskie sąsiedztwo, w odnalezienie się człowieka w takiej vincenzowskiej bliskiej ojczyźnie.
Na przykład w Dolinie Issy?
Krzysztof Czyżewski: Tak. To jest wiara, że będzie to szczepionką na zagrożenia, które niesie nowoczesność. Bo to tylko pozór, że w tym kosmopolitycznym nurcie człowiek chce być przede wszystkim obywatelem świata. On nadal będzie miał swoje pytania o tożsamość, będzie tęsknił do intymności. Także na emigracji. Miłosz przecież nie zachęcał, żeby wracać. Raczej mówił, że musisz odnaleźć się pośród ludzi i stworzyć jakiś etos współistnienia tam, gdzie jesteś, gdzie cię postawi los.
Brodski z kolei widział szansę na zakorzenienie się w tym, co nazywał pięknem czy też estetyczną siłą poezji. I też moglibyśmy powiedzieć, że to jest utopia, oderwanie od rzeczywistości. Ale on był przekonany, że człowiek jest tym, na co patrzy, co widzi.
Zobaczmy więc, czy ta brzydka, zdegradowana rzeczywistość nie kształtuje naszego wnętrza? Przecież to jest doświadczenie nasze – ludzi pozamykanych w jakichś slumsach i konsumpcyjnych marketach, w taki czy inny sposób wykluczonych, wydziedziczonych z uczestnictwa w pięknie. Ludzi, którzy stają się podatni na wszystkie słabości i niebezpieczeństwa, które świat niesie. A zatem także ze strony Brodskiego jest to walka o to, żeby dać nam siłę, żeby się z tym zmierzyć.
Czy gdy Rosjanie czytają Brodskiego, to też dostrzegają echa jego poezji we współczesności?
Natalia Bryżko-Zapór: Tak twierdzą w każdym razie specjaliści. Tak mówi znana mi dobrze dyrektorka Muzeum Achmatowej z Petersburga Nina Popowa, która opiekuje się także archiwum Brodskiego, która widzi młodzież interesującą się właśnie jego twórczością, choć nie potrafi do końca powiedzieć, jak ona ją odczytuje. Ja też to obserwowałam na własne oczy.
Kiedy w rocznicę urodzin Brodskiego otworzono na jeden dzień prowizoryczne muzeum poety w domu, gdzie mieszkał – słynne „półtora pokoju” – kolejka do wejścia wiła się wokół budynku przez calutki dzień, od rana do nocy. Stała w niej przeważnie młodzież. Obok wejścia powstała spontanicznie scena, na której młodzi aktorzy recytowali jego wiersze. A oklejone białą tapetą ściany w mieszkaniu zostały zapisane odręcznie przez młodych ludzi, którzy od lat czekają na prawdziwe otwarcie Muzeum Brodskiego, mimo że ta perspektywa się oddala i oddala.
Co zresztą też jest znakiem czasu. Obecna władza nie wykazuje woli do zorganizowania takiego miejsca. Widocznie petersburski noblista, tak jak i kiedyś, nie jest jej pupilkiem. Bo pupilkiem agresywnej władzy nie może być ktoś, kto był ikoną indywidualizmu. Kto pisał, że „wśród wyznawców każdej wiary są mordercy i ofiary – twe milczenie wskaże teraz kogo wspierasz”. Słowa aktualne nie tylko wtedy i teraz, ale zawsze. To oczywiste, że młodzi ludzie szukają takich postaci i reagują na siłę przyciągania ich poezji.
A czy ma sens czytanie Miłosza i Brodskiego na przykład w Stanach Zjednoczonych, w Niemczech, Francji, Włoszech?
Krzysztof Czyżewski: Weźmy Włochy. Wykładam na uniwersytecie w Bolonii, a tam „Rodzinna Europa” jest lekturą obowiązkową na naukach politycznych. Studenci włoscy są zszokowani czytając ją dzisiaj – i to z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że w latach 50. ktoś w ogóle pisał o Europie jako o wspólnym dziedzictwie. Dla nich znalezienie analogii do „Rodzinnej Europy” w jakimkolwiek innym języku, jest bardzo trudne. O Europie nikt tak wtedy się nie wypowiadał. Czyli o rodzinnej Europie. To słowo nawet jest trudne do przetłumaczenia. Bardzo często na języki obce przekłada się ten tytuł jako „Inna Europa”, na przykład „Otra Europa” po hiszpańsku, czy po włosku „La mia Europa”, „Moja Europa”.
W słowniku często nawet nie ma takiego słowa, które by nazywało rodzimość. A to jest ta tradycja, na którą Miłosz wskazuje, odnajdując siebie w Szwajcarii, od której zaczyna tę opowieść, jak u siebie w domu. I opisując tkankę łączną Europy. Aktualność tej opowieści wynika z tego, że dzisiaj chorobą Europy jest zanik tkanki łącznej.
Atomizacja jej społeczeństwa?
Krzysztof Czyżewski: Tak. Byliśmy dumni z wielokulturowości rozumianej trochę inaczej niż tutaj, na naszych pograniczach. Bo u nas to słowo oznacza życie razem różnych ludzi. Granice są w środku, w społeczności. Ta zachodnia wielokulturowość zaś to życie na archipelagu różnych wysp. One różnią się, mają swoje dzielnice, mają swoje getta. Ale nie mają tkanki łącznej. Nie mają agory. Nie mają tego, co w Sarajewie nazywa się czarszija. Nie mają wspólnego obywatelstwa – a przynajmniej jest ono w kryzysie.
Opowieść różnienia się, a co za tym idzie konfrontacji, często ideologii nacjonalistycznej, ciągle okazuje się dominująca w naszej nowoczesności. Mamy problem ze wspólnotowością, obywatelskością.
I Miłosz tu pomaga?
Krzysztof Czyżewski: Miłosz jest autorem, który opisując tradycje Wielkiego Księstwa Litewskiego, Wilna, „krajowców”, pokazuje nie tylko zjawiska historyczne, ale coś, co i dzisiaj brzmi niezwykle ciekawie – palimpsest wspólnoty kulturowej, bardziej pojemny od granic wytyczonych przynależnością etniczną czy religijną.
Koncept „Kultury” paryskiej – tego, co stworzyliśmy z Ukraińcami, Litwinami, Białorusinami w czasach komunistycznych – jest niezwykłą opowieścią, która nie ma odpowiednika w świecie. Przedstawiałem tradycje „Kultury” paryskiej w rozdzieranej wojnami byłej Jugosławii. Dla nich obraz emigracji, diaspory, budującej pismo i formację kulturalną, które każą się wyrzec Lwowa, Wilna na rzecz sąsiadów po to, żeby wspólnie współistnieć i jeszcze pomóc im w uzyskaniu niepodległości, był niewyobrażalny.
To było naprawdę rewolucyjne. Ciągle nie doceniamy tego, co się zdarzyło tutaj, na naszych pograniczach. Nie doceniamy tego, że nie doszło tu do takiej sąsiedzkiej wojny między Litwinami, Ukraińcami, Białorusinami i Rosjanami, jak w byłej Jugosławii. Ktoś na to zapracował. Może nam się wydawać, że nam Gorbaczow z Bushem to załatwili, ale przecież już wcześniej została wykonana solidna i pionierska praca.
Natalia Bryżko-Zapór: Krzysztof mówił o ideologiach. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że Brodski, zanim stał się światową sławą, zanim został laureatem Nagrody Nobla, był banitą i outsiderem. Wyrzucono go ze Związku Sowieckiego jako darmozjada tylko dlatego, że był poetą. Nie działał politycznie, nie wydawał książek w samizdacie, nie chodził na pikiety. Nie z tego był znany. Wyrzucono go za samo tylko bycie poetą. System bał się poetów.
A czy dzisiejsi władcy Rosji boją się poetów?
Natalia Bryżko-Zapór: Tak sądzę. W każdym razie na pewno boją się tekstów pisanych. Mam taką historię do opowiedzenia, jak aresztowanie książki, paru tekstów Jana Nowaka-Jeziorańskiego, i wpisanie ich na listę prohibitów. Miłosz jeszcze nie jest zakazany, ale przy tej tendencji może tak się zdarzyć.
Po krótkim okresie wolności odradzają się stare demony. To widać bardzo wyraźnie. Wraca narzucanie przez państwo punktu widzenia, sposobu myślenia, bardzo silna indoktrynacja. Ideologia jest inna, ale ideologia to tylko fasada.
I dlatego Brodski naprawdę brzmi w Rosji bardzo aktualnie. I właśnie dlatego zrodziła się tam myśl, że warto wrócić do dyskusji triumwiratu poetów Brodski-Miłosz-Venclova. Dlatego w naszych spotkaniach cały czas uczestniczą także Litwini, którzy rozumieją i nas, i Rosjan. Sam Venclova był uczestnikiem jednego z nich. Chyba trzy lata temu. Wtedy przyciągnął tłumy, a potem przyjeżdżał kilka razy już na zaproszenie Muzeum Achmatowej na spotkania autorskie.
To jest tchnienie wolności. Kropla drąży kamień…
Czyja praca zapobiegła konfliktom na naszych pograniczach? Właśnie Brodskiego i Miłosza?
Krzysztof Czyżewski: A nawet tego triumwiratu, o którym wspomniała Natalia. Sam fakt, że mówimy o nich razem, świadczy, że Brodski, Miłosz i Venclova potrafili tam, za oceanem, stworzyć jakąś spójnię kulturową. Potrafili przejść ponad uprzedzeniami i podziałami historycznymi. Potrafili stworzyć rozmowę, rodzaj dialogu, stworzyć coś, co jeszcze dzisiaj wydaje się być bardzo cenne, bo ta sprawa pomiędzy nami, Rosjanami, a także Litwinami jest ciągle nierozstrzygnięta. Potrzebujemy tej ich tradycji, żeby sobie z tym poradzić.
A Niemcy? Czy oni też skorzystają, jeśli sięgną po tych autorów?
Krzysztof Czyżewski: Jak najbardziej. Pamiętajmy, że Miłosz to jest tradycja pozytywistyczna, tradycja pracy organicznej. Myślę, że i w tradycji niemieckiej jest to ważne dziedzictwo.
Niedawno obchodziliśmy rocznicę ’68 roku. Mieliśmy tutaj debatę o owocach kontrkultury, a w niej przykład Niemiec z ich anarchizmem, a nawet i terroryzmem. Nie uświadamiałem sobie tego, w jak wielkim stopniu ludzie niemieckiej kontrkultury zabrali się w latach 70. za pracę organiczną, jak zmienili edukację, jak stali się nauczycielami. To jest coś bardzo bliskiego duchowi Miłosza. I coś, czego też bardzo potrzebujemy z kolei tutaj, po 89 roku. Takiej formacji, która pójdzie na dół i rozpocznie pracę organiczną. Wydaje mi się, że pod tym względem ciągle jesteśmy zapóźnieni.
A tu mówimy, że można by wziąć przykład z tego, jak Niemcy się uporali z tą swoją przeszłością.
Krzysztof Czyżewski: Tak. Ale też, jak Niemcy jako lider Unii Europejskiej mogliby gospodarować funduszami europejskimi i pomocą. Wydaje mi się, że tutaj jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Pomoc dostajemy głównie na budowanie dróg, a bardzo niewiele tych środków idzie na podniesienie poziomu szkolnictwa czy kultury, co scedowaliśmy na państwa narodowe.
Przepraszam, ale rozmawiamy w Dworku Miłosza należącym do Twojej fundacji. A na prowadzących tu drzwiach wejściowych jest tabliczka, że jego odbudowę sfinansowano z funduszy norweskich. Te fundusze zaś to przecież też skutek tego, że istnieje Unia Europejska.
Krzysztof Czyżewski: Tak, ale moje doświadczenie jest takie, że nie mogę tego traktować jako elementu długofalowej polityki europejskiej. To był raczej jakiś ewenement, cud, że tym „wariatom” się to udało. Możecie sobie robić, bo to są jakieś niszowe sprawy, ale gros naszej pomocy i tak idzie gdzie indziej. Przekładając to na swój język powiedziałbym, że priorytetem w Europie jest finansowanie mostów fizycznych, inżynieryjnych.
A nam chodzi o mosty symboliczne, niewidzialne – tę międzyludzką tkanką łączną, którą jest dzisiaj szalenie trudno budować. Jesteśmy przekonani, że i na poziomie europejskim można zainwestować poważnie właśnie w niewidzialne mosty, w pracę organiczną w społecznościach lokalnych, które dzisiaj, w dobie nowych migracji, są w ogromnej mierze społecznościami pogranicza. Ale to ciągle jest kwestia przyszłości – coś, do czego jeszcze nie dojrzeliśmy.
Niedawno byłem w Utrechcie na spotkaniu europejskich liberałów, którzy mierzyli się z kryzysem emigranckim i rosnącą ksenofobią. I tam położono na stół plan zbudowania mostu między Afryką a Europą, możesz to zobaczyć w Internecie. To będzie wielkie inżynieryjne osiągnięcie cywilizacji europejskiej. Data jest chyba wyznaczona na 2030 rok i wiadomo już nawet, ile miliardów euro będzie to kosztowało.
To dobry pomysł?
Nie negując potrzeby takiego mostu, który na pewno by dużo dobra wprowadził na tym największym cmentarzu współczesnej Europy, czyli dnie Morza Śródziemnego, chciałbym jednak spytać – i to jest pytanie w duchu Miłosza – czy podobne fundusze jesteśmy w stanie zainwestować w budowanie niewidzialnych mostów? Na przykład w te społeczności lokalne w różnych krajach, do których trafiają imigranci, którzy wnoszą ze sobą całą paletę problemów. A wnoszą je do społeczności, które i tak mają problem z tkanką łączną. I wszyscy czujemy, że z coraz większym trudem sobie z tym radzą.
W moim przekonaniu środki bezpieczeństwa, reżimy wizowe, twarda polityka nie rozwiążą tych wszystkich problemów. Musimy dojrzeć do tego, żeby zainwestować w społeczności lokalne, w szkoły, domy kultury, organizacje społeczne i cały szereg innych działań oddolnych. Bo choć czasami uda się gdzieś ten grosz skubnąć, ciągle jednak patrzymy na to, jak na jakiś margines i nie dostrzegamy wagi problemu. Media żywią nas fantomami mostów – spotkania prezydentów czy eventy z udziałem gwiazd popkultury mają nikłe znaczenie wobec potencjału, jaki drzemie w sferze realnego, międzyludzkiego obcowania.
Miłosz powiedziałby, że nie będzie tej naszej wymarzonej wspólnej Europy, jeżeli nie odbudujemy międzyludzkich więzi w małych, bliskich ojczyznach. I że tego nie da się zrobić tylko z poziomu Brukseli, czy Strasburga.
Dziękuję Wam bardzo.
Krasnogruda, 5 października 2018 roku
Natalia Bryżko-Zapór – tłumaczka literatury rosyjskiej i ukraińskiej. Radca Ambasady RP w Kijowie, dyrektor Instytutu Polskiego w Petersburgu. Przełożyła m.in.: Riwne/Rowno: niby powieść (2006) i Choroba Libenkrafta (2013, nominowana do finału Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”) Ołeksandra Irwanecia, Proces wykluczenia Lidii Czukowskiej (2015), Wasi, nasi oraz inni Ołeksandra Bojczenko (2018).
Krzysztof Czyżewski – jest animatorem kultury, poetą, eseistą, współtwórcą Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach oraz Fundacji Pogranicze. W 1994 r. powołał do istnienia pismo „Krasnogruda” i został jego redaktorem naczelnym. Redaktor naczelny „Almanachu Sejneńskiego”. W Wydawnictwie „Pogranicze” jest redaktorem serii wydawniczych „Meridian” i „Sąsiedzi”. Jako eseista współpracował z paryską „Kulturą” do końca jej istnienia. Jego eseje ukazują się w prasie polskiej (m.in. „Tygodnik Powszechny”, „Konteksty”, „Znak”) i zagranicznej. Jest laureatem licznych nagród i wyróżnień.
Aureliusz M. Pędziwol – dziennikarz, korespondent portalu Deutsche Welle. Zaczynał w „Wieczorze Wrocławia” i wrocławskich „Wiadomościach”, a potem – do momentu wprowadzenia stanu wojennego – był członkiem redakcji Solidarności Dolnośląskiej. Po emigracji do Austrii był korespondentem polskich sekcji rozgłośni Deutschlandfunk i Deutsche Welle, BBC i RFI najpierw z Wiednia, a od 1992 roku z Pragi, oraz współpracownikiem pism emigracyjnych – paryskiej „Kultury”, berlińskiego „Poglądu” i „Gwiazdy Polarnej” w Stevens Point, a po upadku komunizmu także krajowych – m.in.: „Życia Warszawy”, „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, „Nowego Państwa”, „Tygodnika Powszechnego” oraz korespondentem Polskiego Radia w Czechach. Pisał też dla wielu redakcji w krajach niemieckojęzycznych i Czechach i na Słowacji. Przez 20 lat był środkoweuropejskim korespondentem zamkniętego dwa lata temu austriackiego dziennika gospodarczego WirtschaftsBlatt. Z wykształcenia astronom.