Ptak zamiast opłatka - Arczil Kikodze, "Ptaki i ludzie"
Szukałam książki, by móc znaleźć jeszcze raz człowieka.
A tu taka piękna opowieść o ptakach, o istnieniu i patrzeniu, o porządku skrzydeł i serca, o przysłudze, o sensie życia, o szukaniu do końca siebie i spełnianiu tego marzenia w jednym geście - lornetowania ptasiego lotu.
czytaj całość na blogu dyskretny urok drobiazgów
A tu taka piękna opowieść o ptakach, o istnieniu i patrzeniu, o porządku skrzydeł i serca, o przysłudze, o sensie życia, o szukaniu do końca siebie i spełnianiu tego marzenia w jednym geście - lornetowania ptasiego lotu. Takie dwa obrazy dla smaku:
-Widziałem gadożery na Giblartarze, dokładnie o tej porze roku. Na moich oczach całymi setkami przelatywały nad cieśniną, a niektóre w szponach trzymały węże. Niesamowite, prawda? Leciały z Eurpy do Afryki z własnym prowiantem... Był to niezapomniany widok...
Uśmiecham się. Wiem, dokąd prowadzi to wspomnienie. Wiem, że za chwilę sam pokona Giblartar i znajdzie się w krainie swojej młodości... Będąc nad cieśniną, nie może sobie odmówić tej wycieczki. Nie zmierza w stronę Tangeru i Casablanki, nie interesują go złote piaski Sahary. Jest w górach Atlas, w Algierii, gdzie jako młody chłopak razem z chudym, brzydkim, ale niewiarygodnie mądrym psem poluje na kuropatwy berberyjskie. Trudno mi sobie wyobrazić tego człowieka ze strzelbą w ręku, nawet w młodości, ale nie sądzę, żeby kłamał, poza tym ze wszystkich opowiedzianych przez niego historii algierskie wspomnienia podobają mi się najbardziej, jest w nich coś żywego i autentycznego... (s. 20).
Szwed trzydzieści lat poszukiwał drozdówki rdzawej. Szukał jej w Tunezji i Turcji, w Andaluzji i na Peloponezie, aż w końcu zobaczył ją nad Iori. Siedziała na krzewie cierniowym i śpiewała wniebogłosy. Było ją świetnie widać przez teleskop. Szwed patrzył na przemian w obiektyw i do Przewodnika ptaków europejskich autorstwa jego rodaka, Larsa Svensona. Zadarty ogon - zgadza się, białe półkole nad okiem - podobne... To był naprawdę pustynny słowik, jak nazywają u nas drozdówkę, ale Szwed i tak nie mógł uwierzyć. Ptak odleciał, on zaś jeszcze bardziej posmutniał i się zamyślił...
- Jakieś dwadzieścia lat temu widziałem w Maroku kulika cienkodziobego. - Z tym niemłodym człowiekiem o imieniu Daniel (...). Tak, miałem ogromne szczęście, że zobaczyłem tego kulika... Pewnie wiesz, że ten gatunek wymarł. Wtedy był już uznany za wymarły, ale i tak go zobaczyłem. Wiedzieliśmy, że tylko tam można go jeszcze spotkać, i znaleźliśmy go... Tudno mi opisać, co czułem w tamtym momencie. Patrzyłem na stworzenie, które już nie istniało, którego już nigdy nikt nie zobaczy. Myślałem, że będę się cieszył, ale ogarnął mnie smutek... To było w Maroku 1991 roku (s. 67).
Tuż za skrzydłami toczy się historia. Bliski Wschód walczy, ale historie poławiaczy ptaków wolą zaczepiać się o dzioby i pazury. Po każdej katastrofie wracają spłoszone zwierzęta. Po każdym ptaku pozostaje opowieść. Niby mówimy o ptakach, ale mówimy o sobie. Niby o Gruzji, ale o duszy.
Pada śnieg w mieście P.
Patrzę na ptaki od zawsze. Ptaki potrafią wychodzić w śniegu cierpienie. Widzą jasno okiem ciemnym. I takiego patrzenia nam (dziś) trzeba.
Poszukajcie, jeśli szukacie zagubionej osi.
Arczil Kikodze, Ptaki i ludzie. Przeł. Magdalena Nowakowska, Pogranicze (seria Meridian), Sejny 2015, ss. 101.