Ptaki, ludzie i luneta Swarovskiego.
Była sobie w Gruzji pewna dolina…
Na wierzchu opowieści jest rozpad Związku Radzieckiego i nowa Gruzja, bez “Wielkiego Brata”.
Zmiana stosunków społecznych, stosunków władzy, pojawienie się “brodatych” czyli prawosławnych, wtargnięcie monasteru w dolinę owiec i ptaków. Zmiana która będąc politycznie drogą do przodu, do wolności, powoduje zdarzenia smutne, spychające bohaterów w niebyt, w nie-znaczenie, w jakiś bezwład. A dolina pustoszeje – nie ma już owiec, nie ma już ptaków, zniknęły gazele, myśliwi wybijają resztki.
Wyobraź sobie, że jesteś na emeryturze. Masz kasę, masz czas. Być może jesteś starszą elegancką Polką, ale bardziej starszym eleganckim Anglikiem. W dodatku Twoja przeszłość to praca w wywiadzie. Wiesz niemało o ludziach i świecie, Zimnej Wojnie. Ale teraz odpoczywasz. Kupiłeś/łaś kapitalną lornetkę, wypasioną lunetę Swarovskiego. Kupiłeś/łaś, bo kochasz podglądać ptaki. Możesz pozwolić sobie na wyjazdy w poszukiwaniu “rarytów” i kolejnych nieznanych Ci gatunków. Jedziesz też do Gruzji. I tam spotykasz bohatera stworzonego przez Arczila Kikodze – zawodowego fotografa, a sezonie – ptasiarza, pasjonata, który zarabia obwożąc zagranicznych turystów po znanej sobie dolinie i kilku innych miejscach, czasem na ziemi będącej pod kontrolą wojska, czekającej za przepustkami, za patrolem żołnierzy. Ptasiarz wie, gdzie można spotkać poszczególne gatunki, wie, jak zmienił się krajobraz, wie, którzy ludzie zniknęli, co się zmieniło od czasów upadku Sowietów. Dużo gadasz, a ptasiarz jest tym zirytowany. Dlatego zaczyna coraz więcej opowiadać, żeby Cię nie słuchać. I tak, poznajesz historię doliny, jej “władcy” Kakucy, jednookiego pasterza nad paterze Ahmeda, niepełnosprawnego Tomy. Historię znikania.
I jakaś jest w tym znikaniu paralela – zniknął świat pewnych ludzi i zniknął świat ptaków. Oba krajobrazy, funkcjonujące, do czasu, w swego rodzaju symbiozie, zmieniły się – opustoszały, zamarły, wyjałowiły się. Dzwoni melancholijna cisza. Bohater “Ptaków i ludzi” jest pamięcią tego, co było, i obserwatorem tego, co dzieje się w powieściowym dziś. A ptaków, które w tym dziś pokazuje turystom, prawdopodobnie za kilka lat nie będzie. “Ptaki i ludzie” Arczila Kikodze to historia świata, który zniknął, doliny, w której rządy jednego człowieka utrzymywały równowagę między przyrodą a potrzebami ludzi. Kiedyś to Kakucę prosiło się o pozwolenie na polowanie, dziś niedobitki ptactwa (i ssactwa – nie mogłam się powstrzymać) wykańczają znudzeni i lekko pijani prominenci, wojskowi, politycy, bawiący się w myśliwych. Trudno mi nie myśleć o tym, że to równie dobrze może być świat w soczewce – soczewce Swarovskiego, należącej do bogatego człowieka, wykańczającego kolejne gatunki i biotopy; podcinającego gałąź na której tak sobie komfortowo siedzi…
Melancholijna, smutna, momentami senna, ale i mocna historia, gdzie dzieje szpiega, więźniów politycznych, szaleńców, lokalnych “władców” i pasterzy splatają się i rozplatają. Trochę tu niedopowiedzeń, zagadek, które sobie “domyślamy”. Anglik ze Swarovskim okazuje się wiedzieć więcej i wyczuwać bohatera lepiej, niż by się wydawało. Wątki z przeszłości zimnowojennej są jak okrutne przebłyski.
Ta króciutka książka jest cudownie napisana, to wiedziałam już po trzech pierwszych stronach. Poczułam tę rzadką przyjemność czytania i zanurzania się w świecie, który operuje trochę inną wyobraźnią niż moja. Jeśli czytacie pisarzy węgierskich, rumuńskich – to oni mają coś wspólnego w sposobie wyrażania świata, takie mam zawsze wrażenie. Dziękuję Krzysztofowi Czyżewskiemu, redaktorowi serii Meridian, za odkopanie pisarza Arczila Kikodze – gruzińskiego aktora, alpinisty, ornitologa no i pisarza właśnie w jednej osobie. Kikodze jest mi bliski oczywiście dlatego, że ma głęboko przyrodniczy umysł obserwatora i lingwisty jednocześnie. Ale to nie jest książka tylko dla ptasiarzy, to po prostu piękna, gorzka, patchworkowa opowieść z pewnego zakątka na pograniczu (o!) Europy i Azji.
Arczil Kikodze / Ptaki i ludzie / tłum. Magdalena Nowakowska / wydało Pogranicze w serii Meridian / rok wydania: 2015
A tu fragment z tych bardziej przyrodniczych fragmentów:
“- Dwa lata temu pojechaliśmy w szóstkę na Antarktydę . Jesteśmy przyjaciółmi mimo różniących nas poglądów politycznych i wszędzie jeździmy razem. Kiedy wysiadałem ze statku na Antarktydzie, przeszedłem między leżącymi na brzegu fokami i pingwinami. Potem siadłem wśród nich na kamieniu, wyjąłem papierosy i się rozpłakałem. Płakałem, i słowo daję, nie mogłem przestać. Nie chciałem przestać. Płakałem, bo znalazłem się w zupełnie dzikim, starszym ode mnie świecie. Takim, który był przede mną i, mam nadzieję, zostanie po mnie…Chciałbym, żeby taki pozostał…
– Nie lubię, kiedy one krążą mi nad głową. – Wysoki Szwed pokazuje na latające wysoko na niebie sępy płowe i spluwa zieloną od tytoniu śliną. – Może to paranoja, ale nie podoba mi się, jak tak kołują i wpatrują się we mnie. Wydaje mi się, że wiedzą o wiele więcej o tym, co mi dolega, niż mój własny lekarz…
Szwed trzydzieści lat poszukiwał drozdówki rdzawej. Szukał jej w Tunezji i Turcji, w Andaluzji i na Peloponezie, aż w końcu zobaczył ją na Iori. Siedziała na krzewie cierniowym i śpiewała wniebogłosy. Było ją świetnie widać przez teleskop. Szwed patrzył na przemian w obiektyw i do “Przewodnika ptaków europejskich” autorstwa jego rodaka Larsa Svenssona. Zadarty ogon – zgadza się, białe półkole nad okiem – podobne… To był naprawdę pustynny słowik, jak nazywają u nas drozdówkę, ale Szwed i tak nie mógł uwierzyć. Ptak odleciał, on zaś jeszcze bardziej posmutniał i się zamyślił.”
Posted by BOOKOWSCY on FEBRUARY 13, 2017