FKŻ. Krzysztof Czyżewski: Mościmy swoje miejsce do życia
Gazeta Wyborcza, Kraków, 24.06.2016
Może to zabrzmieć paradoksalnie, ale to właśnie diaspory czynią nasz świat współzależnym i wewnętrznie powiązanym.
Świat od dawna jest jedną wielką diasporą. Bywa, że diaspora staje się światem, zwłaszcza wówczas, gdy los i doświadczenie ludzi żyjących z dala od rodzinnego gniazda staje się kluczem do rozumienia otaczającej nas rzeczywistości. Żyjemy w rozproszeniu.
Zrozumieć diasporę
Tajemnicą diaspory jest fakt, że przekroczenie progu, emigracja czy wygnanie nie zrywają więzi z miejscem i ludźmi, których opuszczamy, lecz przenoszą je w wymiar metaprzestrzeni, w której pozostajemy powiązani pamięcią, kultywowaniem rytuałów i tradycji, czasem tęsknotą, a czasem buntem wobec tego, co pozostawiliśmy za sobą. Ludzie tworzący diasporę doświadczyli zerwania i utraty, co może oznaczać, że bardziej im zależy na odrodzeniu i utrzymaniu więzi niż tym, którzy pozostali w swych gniazdach.
Proces globalizacji rozpoczął się już z chwilą powstania pierwszej diaspory. Czas, w którym żyjemy, znacząco potęguje ten proces. Nigdy wcześniej owo "sianie z jednego końca na drugi" (greckie diaspeiro) nie było tak intensywne i wielopoziomowe, z przestrzenią wirtualną włącznie.
Współcześni globalni nomadzi odkrywają, że coraz doskonalsze technologie nowoczesności, tak im niezbędne w opanowywaniu nieznanych lądów oraz nowych form życia i komunikowania się, nie zaspokajają potrzeby dobrego życia. Duchowość, za którą tęsknią, sytuuje ich na linii powrotu, która nie cofa się do przeszłości, lecz biegnie po kole do przodu. Zaczynamy rozwijać nową świadomość ekologiczną i kulturę pamiętania, trwożliwie zapytując siebie, czy nie jest za późno.
Wojny, które toczymy, stają się w większym stopniu międzykulturowe niż międzypaństwowe, a granice, które nas dzielą, są częściej granicami przebiegającymi wewnątrz naszych wspólnot niż na zewnątrz nich. Ze sztuki przekraczania tych wewnętrznych granic i budowania mostów z najbliższym, acz czasami bardzo odmiennym sąsiedztwem, tworzy się diaspora, która jest światem.
Zbudujmy mosty
Potrzeba budowania mostów bierze się w najmniejszym stopniu z naiwnej wiary czy działania wymuszonego poprawnym idealizmem, jak nam próbują wmówić stronnicy racji partykularnych, ponoć twardo stąpający po ziemi i dobrze znający naturę ludzką. Właśnie z natury człowiek jest ciekawy inności i nieustannie szuka sposobów przedostania się na drugi brzeg. Swoje miejsca do życia buduje na brzegach i krańcach światów, ale nie znam miasta, które rozwinęłoby się tylko na jednym brzegu rzeki. Most jest jego immanentną częścią, więcej - życiodajną, w taki sam sposób, w jaki tkanka łączna decyduje o życiu naszego organizmu. Most miastu i człowiekowi może odebrać/zburzyć tylko ideologia żerująca na naszym prastarym lęku wobec Innego, którego nie można lekceważyć.
Grecy mówili o gefyrofobii, lęku człowieka przed mostem. Nasza praca duchowa próbuje ten lęk oswoić. Religijne rytuały, tworzenie sztuki, krytyczne myślenie - to tylko różne formy przygotowania człowieka na spotkanie z Innym. Budujemy most tak samo jak się modlimy, siejemy ziarno na pokarm, odkrywamy szczepionkę na śmiertelną chorobę czy oddajemy sercedrugiemu.
Mościmy swoje miejsce do życia. Cała tajemnica skrywa się we wspólnym dla wszystkich Słowian słowie "most", wywodzącym się od starożytnego "mostiti" - przecierać drogę przez nieprzystępny obszar na drugą stronę. Ale przecież mościć to tyle, co wić gniazdo, czynić sobie dobre miejsce do życia, ciepłe i wygodne. Takie miejsce nie będzie nam dane bez oswojenia sąsiedztwa, bez mostu, a więc także bez ryzyka otwarcia się na spotkanie z obcym, czemu może towarzyszyć wrogość, niezrozumienie, konflikt, rywalizacja
W tyglu współistnienia
Od zeszłego roku pracujemy w Galilei, gdzie w ramach naszego programu "Niewidzialny most" powstaje wspólnota budowniczych mostów, na styku różnych tradycji narodowych i kulturowych. Ludzie ją tworzący przyjeżdżali wcześniej do Pogranicza, pomagali nam zbudować w Krasnogrudzie nasz pierwszy "niewidzialny most" i - po okresie, w którym powtarzali, że to nie ma sensu, że to utopia i że u nich, pośród Żydów, Arabów, Druzów, Beduinów, przybyszów z Rosji, Maroka czy Etiopii nic takiego się nie uda - wspólnie uznali, że oni też są takim pograniczem przypominającym te na wschodzie Polski, gdzie zresztą niektórzy z nich mają swoje korzenie, podobnie jak wielu twórców państwa Izrael.
Istnieją oczywiście różnice, jak choćby ta, że żyją w pobliżu granicy z Libanem, w polu rażenia wystrzeliwanych stamtąd rakiet. Wspólnie z nimi zastanawialiśmy się nad tym, co sprawia, że nasza praca nad budowaniem mostu nagle staje się realna i sięgająca w przyszłość. Nikt nie oczekuje, że już na początku będziemy mieli gotową konstrukcję mostu. W przypadku budowniczych niewidzialnych mostów, najistotniejszych w sferze międzyludzkich relacji, na początku ustawia się kamień w odległości możliwego do uczynienia pierwszego kroku. Dopiero gdy na nim staniemy, dostrzeżemy możliwość ustawienia kolejnego kamienia, a potem jeszcze kolejnego.
Czasem trzeba będzie się cofnąć, zmienić kierunek, ale powoli i niepostrzeżenie to, co z brzegu wydawało się niedosiężne i niewykonalne, zaczyna znajdować się w zasięgu naszych możliwości. Oczywiście wszystkich nas nurtuje pytanie, czy praca tego rodzaju jest w stanie postawić tamę wzbierającej po raz kolejny w naszych dziejach brunatnej fali. Nie znam ostatecznejodpowiedzi na to pytanie. Wiem tylko, że nie jest to pierwszy raz, kiedy Dawidowi przychodzi zmierzyć się z Goliatem.
Krzysztof Czyżewski - praktyk idei, animator kultury, poeta i eseista, współtwórca Ośrodka Pogranicze - sztuk, kultur, narodów w Sejnach oraz Fundacji "Pogranicze".
Cały tekst: http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,35796,20297508,fkz-krzysztof-czyzewski-moscimy-swoje-miejsce-do-zycia.html#ixzz4CfMmdN22