Catalin Dorian Florescu, Jacob postanawia kochać / recenzja Marty Kowerko-Urbańczyk
Catalin Dorian Florescu, piszący po niemiecku autor rumuńskiego pochodzenia, jest w Polsce prawie nieznany i niedostrzeżony. A niesłusznie.
Jego powieść „Jacob postanawia kochać”, doskonale przetłumaczona na polski przez Marię Przybyłowską, to nie tylko kawał dobrej prozy, ale też dająca się czytać na kilku poziomach książka, w której fascynujące postaci konfrontują się z historyczną zawieruchą, a w tle, na ich oczach rozpada się wieloetniczna wspólnota.
Florescu urodził się pod koniec lat sześćdziesiątych w Rumunii. Przez pierwsze lata życia wzrastał w wielokulturowym Banacie, po latach czyniąc go przestrzenią swej prozy. Wraz z rodzicami jako piętnastolatek wyemigrował do Szwajcarii, do Zurichu. Ukończył tam studia psychologiczne, co widać zresztą w tworzonych przez niego pogłębionych, pełnokrwistych postaciach literackich. Wieloletnią karierę psychoterapeuty porzucił w 2001 roku, po wydaniu swojej debiutanckiej powieści. Jego piąta książka „Jacob postanawia kochać” ukazała się w 2008 roku, zdobywając najbardziej prestiżową szwajcarską nagrodą literackąSchwiezer Buchpreis.
Fabularnie saga rodu Obertinów, przybyłego z Lotaryngii, osiadłego w rumuńskim Banacie, która obejmuje kilka stuleci. Główna akcja rozgrywa się na przestrzeni lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecia. Rozpoczyna się w 1924 roku przybyciem nikomu nieznanego Jakoba, ojca narratora do wsi Treibswetter, gdzie pojawia zdobyć wymarzoną kobietę, jej dom i majątek. O powrocie z Ameryki Elsy Obertin i jej niemożności znalezienia męża Jakob przeczytał w gazecie, postanowił więc zdobyć za wszelką cenę serce kobiety, upatrując w jej amerykańskim bogactwie szansy na wyrwanie się z biedy. Gdy przybył, zastał ją wraz z ojcem na zgliszczach spalonego domu. Choć wydawać by się mogło, że przybysz znikąd nie jest w stanie zdobyć wybranki, jego władcza pewność siebie ujmuje kobietę. Jacob bierze odpowiedzialność za Obertinów, poślubia Elsę, przyjmując jej nazwisko, a z czasem dzięki własnej determinacji i konsekwencji pomnaża majątek.
Narracyjne uskoki w przeszłość budują szerszy kontekst tej historii. Czytelnik poznaje losy dwóch Obertinów. Pierwszy z nich, protoplasta rodu Caspar to najemnik zbiegły ze szwedzkiej armii w 1635 roku, który powraca do Lotaryngii, by odnaleźć dom swych rodziców. Myli się jednak, paląc domostwo i zabijając przypadkowych ludzi. Pozostawia przy życiu jedynie młodą kobietę, na długie lata czyniąc ją swoją żoną. Drugi, kilka pokoleń młodszy Frederick, żyjący z chwytania Cyganów, w 1772 roku przemierza drogę z Lotaryngii do Rumunii. Po drodze zdobywa żonę, a po serii niebezpiecznych przygód dociera do celu, gdzie zakłada wieś Treibswetter, w której zostaje mianowany sędzią.
Przytaczane tu losy funkcjonują w książce jako osobne rozdziały, powracają także w opowieściach narratora, stanowiąc ważny kontekst jego osobistej historii. Urodzony w 1926 roku chorowity, wrażliwy Jacob stanowi zaprzeczenie szorstkiego, despotycznego ojca, który nie potrafi zaakceptować takiego syna. Zdominowana przez męża matka nie jest w stanie zadbać o chłopca. Ratunkiem staje się dziadek oraz mieszkająca nieopodal Cyganka, Ramina, a ukojenia dostarczają mu zasłyszane rodzinne opowieści. To dzięki nim Jacob buduje swoją tożsamość oraz kształtuje swój charakter niezależnie od ojca.
Chłopiec jest wyjątkowo uważnym obserwatorem. Jego narracja z czasem się zmienia, gdy bohater dorasta, odkrywa skrywane dotąd przed nim rodzinne tajemnice. Męskie losy splatają się tu w subtelne paralele, organizujące całą powieść. Z jednej strony mamy portrety mężczyzn władczych, porywczych, zdolnych do ryzyka, którzy najczęściej w rodzinę wkraczali przemocą i na jej gruzach budowali swą wielkość. Wielkość, jak się zwykle okazywało bardzo kruchą, tymczasową, bo uzależnioną od kaprysów historii czy uległości najbliższych. Z drugiej – obserwujemy przemianę niepozornych bohaterów, którzy pod wpływem okoliczności pokonywali kolejne przeszkody, by finalnie zademonstrować swoją siłę i hardość.
Ale to nie jedyna wartość tak prowadzonej narracji. Florescu zadbał o bogate, dobrze ukontekstowione historycznie tło, dzięki dziecięcemu, miejscami naiwnemu narratorowi, czytelnik stopniowo dostrzega jak funkcjonująca dotąd w miarę zgodnie lokalna społeczność podporządkowuje się nacjonalistycznej ideologii. Dla Banatu zamieszkiwanego przez Rumunów, Cyganów, Serbów, Żydów i tzw. Szwabów, czyli de facto przybyszów z różnych stron zachodniej Europy wybuch II wojny światowej oznacza kres idei wielokulturowości. Atmosfera wojennej grozy narasta na kartach powieści, choć to nie obrazy z frontu budują ten nastrój, a zaostrzająca się retoryka nacjonalistyczna. Wojenne rozporządzenia i rozkazy sukcesywnie niszczą wieloetniczny świat, bezpowrotnie znikają kolejni jego mieszkańcy: przesiedlani są Cyganie, zamykane są żydowskie sklepy, giną Serbowie. Obertinowie również zmuszani są do migracji: nadejście Rosjan oznacza dla nich desperackie próby ukrycia niemieckiego pochodzenia oraz perspektywę wywózki na Syberię. Gorliwie wprowadzany po wojnie komunizm wieńczy spustoszenie Banatu: degraduje bogatych chłopów, najpierw czyniąc z nich kołchoźników, a potem niepożądanych ponownie przesiedlanych wrogów ludu. Burzliwe lata wojny i powojnia oraz trudne relacje rodzinne głównych bohaterów wielokrotnie komplikują akcję. Powstaje w ten sposób niepokojąca, mocna opowieść o dojrzewaniu w historycznej zawierusze. Rozpadający się na kartach powieści wielokulturowy świat dostarcza refleksji o tym jak wielkie systemy polityczne wkraczają w życie jednostek, burząc ich współistnienie i rujnując dotychczasowy świat.
Po lekturze tej książki zaostrza się czytelniczy apetyt, aż szkoda, że to dotąd jedyna książka Florescu dostępna dla polskiego czytelnika. Wrażenie to wzmacnia nieoczywisty, frapujący tytuł powieści, który niejako wykracza poza jej ramy i koryguje jej wymowę. może stanowi zapowiedź dalszych losów głównych bohaterów? A być może skrywa w sobie dodatkową pointę, odautorską sugestię, która z tej przenikliwej historii o burzliwym XX wieku wydobywa niespodziewaną siłę i witalność jednostki? Nie tylko tytuł skłania ku wielorakim interpretacjom. Nieoczywista jest cała powieść w ogóle: bohaterowie obdarzeni psychologiczną głębią, doskonale uchwycony rozpad świata przedstawionego czy narastający, precyzyjnie budowany nastrój grozy – wszystko to sprawia, że lekturową satysfakcję można znaleźć na wielu poziomach.
Marta Kowerko-Urbańczyk