Aleś Razanau w serii Inicjał
Agnieszka Waligóra, Mierzyć wyżej. Recenzja Lotu strzały Alesia Razanaua. Poezje urodzonego w 1947 roku Białorusina Alesia Razanaua znane są już polskiemu czytelnikowi z przekładów w „Krasnogrudzie” czy wyborów takich jak Zdobywcy i Leśna droga.
Najnowszy zbiór, Lot strzały, oferuje przekrojowy, reprezentatywny dla tego autora wachlarz tekstów, ukazujący fundamentalne w jego twórczości tematy i problemy. Razanau łączy w swych wierszach Zachód z Wschodem, tradycję z nowatorskością. Korzysta z najważniejszych nurtów poezji i myśli europejskiej, dodając do nich wszakże elementy duchowości wschodniej: tak rodzimej, białoruskiej, prawosławnej, jak i egzotycznej, japońskiej, uzyskując tym samym niezwykle oryginalny efekt końcowy.
W eklektycznych, eksperymentalnych wierszach Razanaua odnaleźć można zarówno motywy biblijne, archetypiczne figury chrześcijaństwa („Nie powróci żołnierz,/ nie powróci wędrowiec,/ powróci siewca…/ Siewca/ powraca zawsze”, Z Wielokropków), jak i pytania z zakresu filozofii egzystencjalnej – chociażby w wierszu Lato, gdzie autor zastanawia się nad istotą człowieczeństwa i możliwą metafizyczną pustką istnienia („Strach na wróble – portki, koszula i kapelusz – niepewnie pyta niemego nieba, po co jest człowiekiem”). Podnosi on także kwestię powinności poety, ponownie testując romantyczny model wieszcza, demiurga, przewodnika wspólnoty: „przystojny, rosły, stateczny, wchodzi na scenę jak na arenę walki i ludzie zamierają w oczekiwaniu: zaraz wypowie słowa, które sprawią, że będą się zachwycać, wzruszać, cieszyć, żywić nadzieję, cierpieć, ginąć, zmartwychwstawać” (Śmierć poety), zastanawiając się przy okazji, jaka jest relacja między wierszem a życiem, wierszem a twórcą, poezją a tradycją: „tak pisze się wiersz, który dla poety jest zwycięstwem, a gdzie zwycięstwo, tam Rzym, ale ten, kto dochodzi do ostatniego kamienia rzymskiej drogi, zabiera siebie z przebytej drogi,/ i nawet wiersz już nic o nim nie wie” (Rzymska droga).
Razanau nie stroni od tematów lokalnych, folklorystycznych (Podróż Elżbiety po ziemi ojczystej, Leśniczy Amielka), zdradzając przy tym przywiązanie do idei wspólnoty słowiańskiej: pisze o pokrewnych ludach podzielonych granicami państw, odrębnymi kulturami i wyznaniami. O owych liniach demarkacyjnych mówi jednak w sposób metaforyczny, wykorzystując na przykład pojęcie wiatru, wspólne wszystkim narodom, w różnych językach posiadające jednak odmienne nazwy, a więc konotujące odrębne wartości, które stają się impulsem do lingwistycznych, paronomastycznych zabaw: „białoruski wiecier błąka się po świecie, przecierając wycieruchę i mierzwiąc roztrzepane wierzchołki drzew./ (…)Polski wiatr to weteran dość wyterany, ale jego opowiastkom dawać można wiarę” (Wiatr).
Poeta nie ucieka także od problemów historycznych, jak w Żydowskim cmentarzu, gdzie opisuje „zrosłą z niepamięcią i niebytem” przestrzeń zawierającą szczątki prześladowanego narodu: cmentarz ów „jest, ale w tym, czego nie ma” i „nie ma go, ale w tym, co jest”. Używając paradoksalnych, antytetycznych stwierdzeń Razanau podnosi znów problem pozornej opozycji materii i metafizyki, które, zgodnie z tradycją europejskiego, a zwłaszcza francuskiego symbolizmu, są ze sobą nieodwołalnie (w poezji i nie tylko w poezji) połączone. Jak zresztą pisze w liryku Cerkiew – „Siłujemy się w cerkwi./ Ja jestem z tego świata, on z tamtego: przyjaciele rozdzieleni przez los./ (…) I cerkiew waha się razem z nami pomiędzy tym i tamtym światem”. Poezja, podobnie jak przestrzeń sacrum, jest więc szansą na pojednanie; sam język, język literatury ma moc skłaniania do dialogu – między Wschodem a Zachodem, między poróżnionymi wyznaniami, przestrzeniami, narodami.
Aleś Razanau odnajduje coś dla swej poezji w każdej kulturze, każdej wrażliwości, zarówno uniwersalnie chrześcijańskiej, jak „lokalnie” prawosławnej czy dalekowschodniej; także w duchowości świeckiej, reprezentowanej przez wspomniane już tradycje egzystencjalizmu czy symbolizmu, a nawet w religijności swoiście pierwotnej, prasłowiańskiej, utożsamiającej siły wyższe z siłami natury – nader często bowiem motywem do zadumy staje się tu kontemplacja piękna świata (jak w wierszu Zimowy zmierzch: „Biała cisza usłała pola i pagórki./ W oddali ciemnieje las./ Jakby zamknęły się zapisane stronice i otworzyły nowe, cofnęły się w przeszłość kuszące krajobrazy i oniemiały czyny, które porażały nowością,/ a razem z nimi ludzie, żeby teraz w milczeniu wsłuchiwać się w to, co bez ich przyzwolenia nastało i zawładnęło otoczeniem”).
Metaforą najtrafniej oddającą przesłanie tej poezji jest właśnie tytułowy lot strzały. Razanau pisze tak: „wchodziłem do domów i z domów wychodziłem. Wchodziłem do miast i wychodziłem z nich – i tak czy owak budziłem się to w półkolu dnia, to w półkolu nocy, samym swoim istnieniem dzieląc świat na dwoje i łącząc w jedno”: istnienie człowieka – twórcy? – to trwanie na cienkiej granicy między materialnym a metafizycznym, na styku światów. „Dopóki żyję”, mówi dalej podmiot wiersza, „więzi mnie widnokrąg/ i nie pochwycę go, dopóki żyję:/ jest tam, gdzie się zatrzymam,/ i tam, gdzie upadnę./ Życie biegnie kołem, wracając do początku,/ śmierć – na wprost”. Życie jest cykliczne, a więc jest niewolą: wyzwala dopiero ruch prosty – jak śmierć lub trajektoria lotu: „I na wprost leci strzała, wynikając bezustannie z siebie samej, sama się uwalniając od siebie, staje się samym lotem”. Lot strzały, spajający podmiot z czynnością, mierzący ponad przeciętność istnienia, oznacza więc zarazem wolność od więzienia-widnokręgu i „bycie naprawdę”. Twórczość Alesia Razanaua jest próbą przeniesienia tego doświadczenia – lotu strzały, który mierzy wyżej, mierzy ku prawdzie i wolności – na materię literatury.