5 marca 2005
Klasztor Kamedułów na warszawskich Bielanach. Spektakl Kroniki Sejneńskie i prezentacja projektu "Sejneńskie karty historyczne" zorganizowane przez Danutę Kuroń.
Kroniki warszawskie
Felieton teatralny Romana Pawłowskiego, Gazeta Wyborcza, 2 marca 2005
Gdybym nie spotkał przypadkiem w kawiarni Krzysztofa Czyżewskiego z ośrodka Pogranicze, nie wiedziałbym, że dzieci z Sejn będą w tę sobotę pokazywać w Warszawie u Kamedułów "Kroniki sejneńskie", nową wersję słynnego przedstawienia sprzed sześciu lat w reżyserii Bożeny Szroeder. Gazety milczały o tym wydarzeniu, telewizja nie poświęciła mu ani sekundy. A przecież oddałbym każdą stołeczną premierę, aby jeszcze raz zanurzyć się w poetyckiej aurze tego spektaklu. Kroniki sejneńskie to opowieść o historii wielokulturowego miasteczka nad wschodnią granicą, ale opowieść niezwykła, bo narratorami są w niej dzieci. Już drugie pokolenie sejneńskiej młodzieży uczestniczy w unikalnym projekcie "Pamięć starowieku", który ma uchronić przeszłość przed zapomnieniem i przekazać ją następnym pokoleniom. Dzieci same zbierały materiał do spektaklu, nagrywały relacje starych ludzi pamiętających czasy, kiedy w miasteczku modlono się w czterech językach: po litewsku, polsku, hebrajsku i w języku starocerkiewnym. Dzisiaj te opowieści przejęli ich młodsi bracia i siostry.
Wieczór w podziemiach klasztoru Kamedułów zachowam między najważniejszymi doświadczeniami teatralnymi życia. Wyobraźcie sobie grupę nastolatków, którzy pochyleni nad makietą rodzinnego miasteczka, snują opowieść słowami swych dziadów i pradziadów. Jak wchodzą w role dawnych mieszkańców Sejn i opowiadają o pięknej Racheli, która zmarła na suchoty, o taborach cygańskich, które przeciągały przez miasteczko przed wojną, o gęsiach szmuglowanych przez granicę, o dziadach spod kościoła i o żydowskim dziecku ocalonym od śmierci. W podziemiach klasztoru na Bielanach rozbrzmiewa mowa litewska, polska, ruska, w powietrzu krzyżują się pieśni staroobrzędowców, chasydzkie zaśpiewy i polskie kołysanki. Krzywe domy z wypalanej gliny unoszą się w powietrzu na rękach dzieci, a może na modlitwach swych dawno zmarłych mieszkańców, jakby chciały przebić się przez sklepienie do nieba.
Można nie wiem ile wygłosić pięknych przemówień o potrzebie tolerancji, o znaczeniu tradycji, o szacunku dla innych kultur, wiar i narodów. Ale to wszystko tylko słowa przy tym spektaklu, w którym materializuje się marzenie o Polsce wielokulturowej i tolerancyjnej.
Danuta Kuroń, która zaprosiła na sejneńskie przedstawienie grupę dzieci z żoliborskiego ośrodka Gniazdo, mówiła, że takie spektakle powinny powstawać wszędzie, gdzie zachowała się lokalna tożsamość. Na Żoliborzu, Pradze, Targówku. Jeśli ktoś się odważy w tym gnającym donikąd mieście zbudować taki teatr, będę jego pierwszym i najwierniejszym widzem. Już dzisiaj proszę mi rezerwować krzesło