3 listopada 1996 - Zaduszki w Białej Synagodze
Wieczór zaduszkowy w Białej Synagodze poświęcony był pamięci Żydów z dawnych Sejn. W tym dniu miał też miejsce wernisaż rysunków i prac plastycznych Jerzego Srzednickiego oraz prezentacja spektaklu teatralnego "Dybuk" w wykonaniu młodzieży licealnej z Sejn z Klasy Dziedzictwa Kulturowego.
O tym spotkaniu pisał Dominik Krasnopolski w artykule Wieczór wspomnień z motylem w tle
("Krajobrazy" 17.11.1996):
"Tak. Jest to jakaś tęsknota za światem innym, jakby przyśnionym, który...
Czy istniał naprawdę? Czasem budzę się w nocy, patrzę w ciemność,
czekam ranka, wydaje mi się, że rano obudzi mnie turkot wozu, którym
Bochenek przejeżdżał codziennie pod moim oknem, pokrzykując sennie
"wio, maluśki, wiooo!"... Ale ten świat już nie wróci"
(Ryszard Wójcik, Smutek jego oczu w: "Fołks-Sztyme" nr 38 22.09.1973).
Zaduszkowy wieczór wspomnień Żydów sejneńskich gromadzi w dawnej jesziwie licznie przybyłą publiczność. Nie ma wśród nas, niestety, choćby jednego przedstawiciela „narodu wybranego" – mieszkańca Sejn. Nie ma wśród nas Żydów sejneńskich! W ich imieniu i o pamięć ich obecności wśród naszych przodków i wśród nas, podczas tego spotkania, dopomina się Jerzy Srzednicki. Ich obecność przywołuje lirycznie – w opowieści podczas wernisażu, w rysunkach i w obrazach olejnych.
Wystawę pt. "Żydzi sejneńscy" zorganizował Ośrodek "Pogranicze – sztuk, kultur, narodów" w Sejnach, a kuratelę nad wystawą sprawuje jej pomysłodawca – Jerzy Czyżyński. Podobną wystawę pt. "Typy sejneńskie" mogliśmy oglądać w 1991 roku w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Sejnach, którą organizował Wiesław Szumiński, artysta plastyk od lat związany z Ośrodkiem "Pogranicze". Do dziś w księgarence przy „Białej Synagodze" można kupić zestaw reprodukcji dokumentujących tamtą wystawę jako "Pamiątkę z Sejn". Niezwykle to wdzięczna pamiątka. Dziesięć portretów Żydów sejneńskich – jakże pewnie charakterystycznych twarzy chasydzkich z brodami i pejsami, w chałatach, jarmułkach i lisach, z Talmudem w rękach...
Pan Jerzy Srzednicki urodzony w Sejnach w 1930 roku to uczeń profesorów Geperta, Dunikowskiego, Brzozowskiego, Łyżwańskiego. W latach 1948-51 studiował w PWSSP we Wrocławiu. Choć obecnie mieszkaniec Smolan, obywatel sejneński z pradziada.
Dwadzieścia dwa rysunki czarno-białe wykonane kredką (węglem?) i dwa kolorowe namalowane farbkami wodnymi i podkolorowane kredką oraz dziewięć prac olejnych, rozwieszone na ścianach, przedstawiają Żydów w wielorakich wcieleniach i pozach. Postacie, w większości rodzaju męskiego, zapewne, jakże charakterystyczne dla mieszkańców Sejn sprzed II wojny światowej. W większości portrety rysowane z plastycznym wyczuciem niepowtarzalnej fizjonomii zewnętrznej i wewnętrznej, ukazujące charakter i osobowość portretowanych postaci oraz "specyfikę" scen grupowych. Bez obaw o zarzut czystego naturalizmu, bez obaw o brak kreacyjności, bez obaw o brak formy szczególnej. Ale nie oto szło z pewnością Panu Jerzemu, który w nocie towarzyszącej wystawie napisał: "W wystawie tej mam na myśli "pokazanie", w dużej części w rysunkach i niektórych pracach malowanych, "pokazanie" refleksyjne, wspomnieniowe, a nawet kronikarskie. Dlatego też niech nie rażą te rysunki, które mogłyby wydawać się naturalistyczne. Chodzi tu przecież o pokazanie twarzy i postaci ludzi takimi, jakimi oni byli w rzeczywistości. Aby pokazać ich jako ludzi żywych".
Postacie, twarze, smutek ich oczu – to pragnął uchwycić i zachować w pamięci Jerzy Srzednicki. I to mu się udało bez wątpienia. Nie udało mu się – ale chyba nikomu innemu, również mieszkańcowi Sejn – zachować barwy słownej i muzycznej tamtych dni, może specyficznej dla Żydów sejneńskich.
Jako młodzieniec wobec pana Jerzego chciałbym na przyszłość upomnieć się o postać i portret kobiety, tak z rzadka obecny w rysunkowych wspomnieniach. Ale tego, czego zabrakło w pracach plastycznych, nie zabrakło w opowieści. W niej zawarł dźwięki i zapachy tamtych lat. "To ciekawe! Pamiętam nawet imiona, które dziecięca pamięć zachowała widocznie wraz z kolorytem postaci. Z matką chodziliśmy często do sklepu z wędlinami, który prowadził jednooki Chaim, wysoki, niezwykle chudy mężczyzna, ozdobiony rudą, płomienną bródką. Mógłbym go dziś jeszcze namalować z zamkniętymi oczyma, jak uśmiechając się, podaje mi ulubiony przysmak – gęsie szyjki..."
A poza tym, ten pospolitej odmiany motyl, "natarczywie" obecny – wibrujący podczas tego wieczoru w sali jesziwy pośród nas – gojów, nie daje mi do dziś spokoju. Może to...?
Artykuły prasowe:
Dominik Krasnopolski, Wieczór wspomnień z motylem w tle, "Krajobrazy" z 17.11.1996