27-30 października 2009 - Cykl spotkań z Georgi Gospodinowem
Cykl spotkań z Georgi Gospodinowem, autorem książki "Powieść naturalna" wydanej przez wydawnictwo Pogranicze.
Warszawa, Klubokawiarnia "Chłodna 25" - 27 października, Kraków, Cafe Szafe - 28 października, Wrocław, Miejska Biblioteka Publiczna - 29 października, Toruń, Dwór Mieszczński - 30 października
29 października w Miejskiej Bibliotece Publicznej we Wrocławiu odbyło się spotkanie z Georgim Gospodinowem - autorem "Powieści naturalnej". Dzięki życzliwości Fundacji Pogranicze i Bułgarskiego Instytutu Kultury mogłam porozmawiać z pisarzem i jego tłumaczką Martą Hożewską-Todorow. Książka została przedstawiona również w Krakowie, Warszawie i Toruniu.
Które elementy Powieści naturalnej będą najbardziej czytelne w języku polskim?
Powieść została przełożona na piętnaście języków, czternasty to polski, a piętnasty - hiszpański. W każdym z tych języków najbardziej wyraziście mówią różne elementy. Jestem też ciekaw, co przemówi do polskiego czytelnika. Zawsze fakt, że historia w powieści jest osobista i bardzo szczerze opowiedziana, oddziałuje i przemawia we wszystkich językach. Pewnie w języku polskim będzie tak samo. Polski i bułgarski czytelnik mają również do pewnego stopnia bliskie wspomnienia z przeszłości. Pamiętają o czasach socjalizmu. Uważam zatem, że ten temat będzie grał ważną rolę w zrozumieniu powieści. Czytelnicy polscy, w porównaniu do czytelników duńskich, francuskich lub amerykańskich, mają przewagę wspólnej przeszłości niezależnie od tego jak bardzo ona się różni. Myślę, że nasze przeszłości znacznie od siebie odbiegają ze względu na opór stawiany reżimowi, ale mimo tego zbliża nas doświadczenie, którym możemy się podzielić.
Jak przebiegał proces tłumaczenia powieści?
Zawsze nalegam, by mieć intensywny kontakt z tłumaczem lub tłumaczką podczas powstawania przekładu. Powieść roi się od momentów trudnych do przełożenia. Na część z nich składają się realia bułgarskie. Druga część wiąże się z ukrytymi cytatami, których w powieści jest całe mnóstwo. Tłumacz musi te cytaty uchwycić. Wewnątrz powieści istnieje inna powieść ułożona z początków powieści klasycznych takich jak Anna Karenina, Wojna i pokój, Jeździec bez głowy, Buszujący w zbożu i tak dalej. Przed tłumaczem stoi zadanie, by odszukać te wszystkie odwołania w najbardziej znanych i dostępnych dla polskich czytelników przekładach. A zatem – pełno w powieści zasadzek i pułapek dla tłumacza. Trudność sprawiają także spisy przyjemności z lat 60-tych i 70-tych, w których opisane zostały fenomeny kultury popularnej z tamtych czasów. Pułapek jest mnóstwo i dzięki Bogu z Martą Hożewską otrzymywaliśmy kontakt. Tak dzieje się z wszystkimi przekładami. Pół żartem, pół serio, myślę o wydaniu książki, w której opowiem o najbardziej zabawnych i osobliwych sytuacjach związanych z przekładami powieści.
Podzieli się Pan teraz niektórymi ciekawymi momentami?
Musiałem, na przykład, podać przepis na tołumbiczki, wytłumaczyć, co to takiego tołumbiczki i ciastka z różą. Opisywałem, co to jest solniczka, z której nie leci sól i inne lokalne realia. Co to takiego rower Bałkancze. Zawsze muszę też wyjaśniać dowcip o Todorze Żiwkowie, którego główny bohater powieści ku niezadowoleniu swoich rodziców przypadkiem usłyszał.
Pracuje Pan w Instytucie Literackim przy Bułgarskiej Akademii Nauk. Redaguje Pan renomowaną gazetę literacką. Jak Pana wykształcenie, wiedza literacka oddziałują na pański warsztat pisarski?
Wspominam w powieści Michela Faucault’a, Platona i innych filozofów antycznych, ale mam nadzieję, że zrobiłem to w sposób czytelny, ponieważ obecnie w Bułgarii zostało opublikowane siódme wydanie powieści, a powieścią interesują się czytelnicy spoza kręgów akademickich. Myślę, że aluzje literackie nie stanowią przeszkody dla nich. Umiejętność opowiadania historii musi jednak przeważać. W końcu wszystkie książki pisane są po to, żeby je ktoś czytał. Różni czytelnicy uchwycą różne warstwy tej powieści. Jedni zauważą tylko wątek miłosny, historię rozwodu. Drudzy pójdą dalej i zauważą, że powieść opowiada o tym, jak sprostać własnym traumom. Ktoś inny pójdzie jeszcze dalej i spróbuje odgadnąć, czy powieść nie utkała więzi między tym, jak został ułożony wszechświat, jak funkcjonuje natura a naszymi osobistymi dramatami. Jeszcze ktoś inny zobaczy w powieści walkę między antropocentryzmem a czymś, co nazywam antyantropocentryzmem. Mam nadzieję, że powieść ma różne warstwy i czytelnicy mogą między nimi się poruszać.
Którą powieść chciałby Pan, by się Panu przydarzyła?
Którą istniejącą powieść? Tysiąc i jedna noc, jeżeli przyjmiemy, że to powieść.
Czy bułgarska kultura jest kulturą milczenia?
Moim zdaniem istnieje kultura przemilczenia. Jest to mieszanka patriarchatu i socjalizmu, coś pomiędzy nimi. Milczenie w rodzinie. Rozmowy między pokoleniami, między młodymi i starymi w rodzinie bułgarskiej są bardzo trudne. Istnieją szerokie strefy przemilczenia, nieopowiadania. Mamy problem z socjalizmem, ponieważ usytuowaliśmy go właśnie w takiej strefie. Tuż po 1989 roku rozpowszechniło się takie nastawienie – to, co było, już minęło, zapomnijmy o tym i idźmy dalej. Nigdy nie opowiedzieliśmy sobie naszych osobistych historii z tamtych lat. Temat milczenia jest ważny i łączy się z innym istotnym dla mnie tematem – o nieistniejących zdarzeniach, o tym, co się nie zdarzyło, o zdarzeniach, które zawsze jakoś omijamy. Łatwo jest nam przystosować się i pominąć istotne wydarzenia. Należy opowiadać o tym, co się w Bułgarii nie odbyło.
W kontekście jakiej bułgarskiej tradycji literackiej można czytać Pana poezję i prozę?
Najlepsza i trudna do dookreślenia książka, niezwykle dla mnie cenna, to Zapiski z powstań bułgarskich. Z tego powodu, że w niej dominuje tradycja ustnego opowiadania. Nie mamy tradycji eposu pisanego. Pewnie dlatego nie możemy się doczekać obszernej, dużej powieści. Poezja bułgarska od początku XX wieku – Jaworow, Geo Milew – to dla mnie wybuch, tragiczny. Respektuję również tradycję z lat 30-tych - Atanasa Dalczewa w jego pierwszym okresie. Jestem jednak literaturoznawcą i nie jestem niewinny.
Relacja z dziadkami to ważny temat w Pana twórczości. Dziadkowie są bohaterami zarówno wierszy jak i opowiadań. Dlaczego tak często w Pana twórczości pojawia się wątek pamięci rodowej?
Dla ludzi z mojego pokolenia babka i dziadek to figury niezwykle istotne. Oni nas wychowali. Moi dziadkowie nauczyli mnie czytać. To zdarzyło się w ten sposób. Moja babcia bardzo często chodziła na wiejski cmentarz i zabierała mnie ze sobą. Miałem 4-5 lat. Ona przesiadywała obok grobu swojej przedwcześnie zmarłej córki. Płakała. W tym czasie ja się trochę nudziłem i chodziłem dookoła pobliskich grobów. Byłem wysoki dokładnie jak nagrobki. Uczyłem się liter wyrytych na tych pomnikach. Wodziłem palcem po literach wyrytych na nagrobkach. Mam zakodowane w pamięci poczucie, że litery mają ciało, że są trójwymiarowe. Pamiętam piasek, który zostawał mi na palcach. Jest to bardzo mocne, fizyczne poczucie języka, ranne poczucie języka i liter, które zawdzięczam swojej babci. I co wydarzyło się 35 lat później? Moja babcia zmarła, cmentarz został zamknięty. W tym roku zadzwonił do mnie pewien niemiecki dziennikarz. Przeczytał moje opowiadanie, w którym mowa o tym cmentarzu. On realizuje projekt w ramach którego przeprowadza wywiady z żyjącymi pisarzami i pisarkami na ich ulubionych cmentarzach. Podróżował po wszystkich kontynentach, zrobił wywiady z bardzo znanymi twórcami i powiedział mi, że chce pojechać na ten cmentarz w tej wiosce o ile oczywiście nie został zmyślony. Nie wiedziałem, czy będziemy mogli wejść na cmentarz, ale zaryzykowaliśmy i w tym roku, w lipcu, 35 lat po mojej pierwszej wizycie na ten cmentarz, pojechałem tam. Nic się tam nie zmieniło. Odszukałem grób, nad którym płakała moja babcia. Nawet muchy, które brzęczały na tym cmentarzy, brzęczały dokładnie tak samo, jak 35 lat temu. Pewien niemiecki dziennikarz, który nie zna mojego dzidka, nie zna mojej babci, nie znał też mnie, sprawił, że wróciłem do tamtego miejsca. Na tym polega cud opowiadania.
Czy koty z Powieści naturalnej mają swoje prototypy?
Tak, tak. Bardzo mnie cieszy to pytanie. Główny bohater powieści wygłasza w pewnym momencie monolog o kotach, w którym mówi, że one są jedynymi szczerymi stworzeniami. Gdy koty umierają, ukrywają się i nie chcą pokazywać nikomu bólu umierania. Ich ból jest bardzo osobisty. To było dla mnie istotne, ponieważ bohater również chce się ukryć przed światem w swoim bólu. Ponadto koty, w porównaniu do psów, które bardzo dobrze wiedzą jak się zachować, by zjednać sobie swojego właściciela, są bardzo bezkompromisowe. Syjamkę, którą opisuję w powieści, dostałem od mojego dobrego przyjaciela, który mi ją podarował, ponieważ usłyszał, że syjamki przegryzają gardła swoich właścicieli. Koty to dla mnie ważna metafora.
Czy Pan zna i lubi jakieś polskie książki? Czyjego autorstwa?
Olgi Tokarczuk, którą bardzo lubię jako osobowość i jako pisarkę. Właściwie to ona "odkryła" mnie dla polskiego czytelnika. Piotra Sommera. Andrzeja Stasiuka. Parła Huellego. Wojciecha Kucioka. Doroty Masłowskiej. Literatura polska teraz kwitnie. Mogę dalej wyliczać i z łatwością wskażę jeszcze kilka poważnych twórców. Mało która literatura europejska może w tym momencie pochwalić się tak liczną grupą oryginalnych głosów pisarskich.
Zanim zaczęła Pani tłumaczyć Powieść naturalną, co Pani wiedziała o jej autorze?
„Powieść naturalna” jest pierwszą książką, którą przetłumaczyłam, ale przygoda z przekładem zaczęła się kilka lat temu właśnie od tekstów Georgi Gospodinowa. Zadebiutowałam we „Frazie” przekładem jego wierszy i esejów z tomiku „Listy do Gaustyna”. Zanim zaczęłam tłumaczyć „Powieść naturalną” znałam całą twórczość Gospodinowa.
A osobiście poznałam autora we Wrocławiu, w 2004 roku na Festiwalu Opowiadań.
Czy autor często wyjaśniał niektóre akapity, zdania? Jak się z nim pracowało? Czy był wymagający?
Georgi Gospodinow miał już doświadczenie we współpracy z tłumaczami, wiedział więc, co może sprawić trudność. Oczywiście pytałam o każdy szczegół, jeśli miałam jakieś wątpliwości. Odpowiadał na każde pytanie. A gdy nie miałam pytań dotyczących jakiegoś rozdziału, czułam, że lekko się niepokoi i na wszelki wypadek informował mnie, gdzie może kryć się pułapka dla tłumacza. Wspierał, a jednocześnie obdarzał zaufaniem.
Jak oceniłaby Pani miejsce Powieści naturalnej na tle współczesnej literatury bułgarskiej?
Myślę, że to bardzo ważna powieść dla Bułgarów. Bardzo wyrazista, trudno mi ją porównać z jakąkolwiek inną. Jest z pewnością głosem pokolenia, ale jej odrębność leży nie tyle w temacie, który podejmuje, co w konstrukcji, w stylu, w narracji.
Gospodinowowi udało się w sposób poruszający oddać rzeczywistość bułgarską z okresu transformacji, a jednocześnie mówić językiem uniwersalnym.
W jego utworze tak samo zachwycają mnie różne bułgarskie „smaczki” (np. spisy przyjemności z różnych lat), jak i podany z lekkością, jakby od niechcenia popis erudycji autora.
Co stanowiło największe wyzwanie dla polskiego tłumacza tekstu?
Wierność wobec stylu, „melodii” autora. Metaforycznie mówiąc oddychanie razem z autorem. U niego wszystko jest przemyślane. Każde zdanie jest ważne.
Co jeszcze było wyzwaniem? Na pewno tropienie wszystkich aluzji, konotacji w tekście. Nie przeoczyć jakichś ważnych odniesień.
Jaki jest Pani ulubiony rozdział, moment w powieści?
Jest ich wiele. Na przykład bardzo lubię rozmowę z muchą (rozdział 44), podróż do Włoch, a także wszystkie zabawy metatekstowe, podróż w głąb języka, szukanie prasłów i praprzyczyny.
Czy jest jakieś zabawne wydarzenie związane z tym przekładem, o którym chciałaby Pani opowiedzieć?
Mam swój spis przyjemności związanych z tym przekładem.
W „powieści naturalnej” bohaterowie szukają nowego języka - u much, pszczół czy roślin. Zaczęły mi wpadać w ręce różne powieści, w których narratorem jest zwierzę (np. Pamuka, Murakami). Zobaczyłam, że i inni autorzy szukają takiego nieantropocentrycznego punktu widzenia. Pomyślałam sobie, że ten „mój” Gospodinow to prekursor takiej narracji.
Powieść poprzedza motto – cytat z książki Michela Foucaulta „Słowa i rzeczy”. Przetłumaczyłam ten cytat z bułgarskiego, a dopiero przy redakcji tekstu poszukałam polskiego tłumaczenia Tadeusza Komendanta. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tłumaczenie z francuskiego i moje nie różnią się ani jednym słowem.
I trzecia, największa przyjemność, spotkała mnie w czasie redagowania tekstu. Redaktorem była pani Magdalena Petryńska, wspaniała tłumaczka literatury serbskiej, chorwackiej i bośniackiej. Doświadczenie, znajomość realiów, a także poczucie humoru pani Petryńskiej sprawiło, że ta finalna praca nad książką była wspaniałym, radosnym przeżyciem.
Które elementy Powieści naturalnej przemówią do polskiego odbiorcy?
Dawałam książkę do czytania wszystkim znajomym, którzy chcieli ją czytać, więc wiem, że ta powieść przemawia do polskiego odbiorcy, podoba się.
Pyta Pani, które elementy najbardziej. Z reakcji czytelników wnioskuję, że różne. Uogólniając, można powiedzieć, że autor zjednuje sobie polskiego czytelnika wrażliwością, umiejętnością przekazania trudnych rzeczy w sposób celny, momentami niemalże aforystyczny, i poczuciem humoru.
rozmawiała Adriana Kovacheva