23 września 2003 - Wtorki filmowe w Pograniczu
Wtorki filmowe w Pograniczu
Kronika wypadków miłosnych, reż. Andrzej Wajda, prod. polska, 1985 rok
Dom Pogranicza, godz. 19:00
Kronika wypadków miłosnych, reż. Andrzej Wajda
scenariusz: Tadeusz Konwicki
zdjęcia: Edward Kłosiński
wyst.: Paulina Młynarska,
Piotr Wawrzyńczak, Tadeusz Konwicki
prod. polska 1985 rok
czas trwania: 114 min.
Mimo zewnętrznego podobieństwa jesteśmy w wypadku Kroniki wypadków miłosnych dość daleko od iwaszkiewiczowskich filmów Wajdy. Tu nie chodzi - jak w "Brzezinie" o śmierć, która stawia pod znakiem zapytania sens ludzkiej egzystencji. Ani - jak w "Pannach z Wilka" - o czas niweczący uczucia i ludzkie marzenia. Prawdziwym żywiołem istnienia bohaterów tego utworu, żywiołem, który bez reszty decyduje o ich losie jest (...) pisana przez duże H historia. Tyle że tutaj spogląda się na nią ze szczególnej perspektywy.
Jeśli dzieciństwo - w co bardzo wątpię - jest rzeczywiście krainą szczęśliwości, to warto pamiętać, że ten czas, tak pełen dla nas goryczy, będzie kiedyś przez nasze dzieci wspominany z nostalgią. Bo też dziś - niezależnie od tego, co się wypisuje na temat postaw i obyczajów młodzieży - są, jak kiedyś, jak zawsze, chłopcy i dziewczyny przeżywający pierwsze oczarowanie miłości. I tak jak bohaterowie Konwickiego i Wajdy nie spostrzegają ułanów, gotujących się do swojej ostatniej szarży, ci młodzi też nie widzą tego, co ich otacza. I bardzo dobrze. Tak być powinno.
Jerzy Niecikowski, "Film", Warszawa, 18 I 1987
Jest w tym utworze tak, jakby jeden artysta, to znaczy Wajda, oddał swoją warsztatową umiejętność na "usługi" drugiemu artyście (Tadeuszowi Konwickiemu), temu, który jest rzeczywistym "autorem" i "właścicielem" świata wyczarowanego na ekranie. Rzadko zdarzało się w dotychczasowej twórczości tak zasłużonego i niezwykłego twórcy jak Wajda, aby był tak skromny. Aby tak bardzo potrafił usunąć się w cień. Aby tak wyraźnie formą narracji nawet, typem bohaterów potrafił zaznaczyć, że oto wskrzesza na ekranie nie swój świat, nie swoje dzieciństwo, nie swoje wspomnienie, urodę zapamiętaną nie w swoich oczach. A tylko i wyłącznie świat, dzieciństwo, przeżycia Tadeusza Konwickiego.
To prawda, że podstawa literacka, czyli wspomnieniowa książeczka Konwickiego, była gotowym materiałem narracyjnym. Czy można się przeto dziwić, że właśnie Konwickiemu powierzył Wajda rolę nazywaną w książce Nieznajomym, że zdecydował się na to, aby właśnie Konwicki sam, współcześnie ubrany, bez charakteryzacji i ze swoim współczesnym wyglądem nie tylko oprowadzał nas po swoim dawnym świecie, ale sam uczestniczył w akcji, wchodził z młodziutkimi aktorami, czyli z dawnym sobą, również w dialogi, by "grał" owego swoistego "ducha", który, jak zostało powiedziane na ekranie, straszy sam siebie, dla innych nie będąc straszny?
Maria Malatyńska
"Echo Krakowa", Kraków, 27 XI 1986