1 października 1999
W "Przeglądzie Polskim" ukazała się rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim "Ludzie Pogranicza".
Ludzie Pogranicza
Rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim, dyrektorem Ośrodka "Pogranicze – sztuk, kultur, narodów"
- Skąd narodził się pomysł fundacji?
– Wpierw niezbędne uściślenie. Istnieje Fundacja Pogranicze, ale jest też Ośrodek "Pogranicze – sztuk, kultur, narodów", placówka wojewódzka, czyli wspierana przez samorząd. Są to dwie instytucje funkcjonujące razem. Natomiast pomysł przyszedł po 1989 r. Wtedy wiadomo było, że sytuacja się zmienia, a zwłaszcza że "odmrozi się" sytuacja na terenach przygranicznych, że zaczną nabrzmiewać sprawy związane z wielokulturowością, z mniejszościami narodowymi, ze stykiem kultur i narodów. A nas to bardzo interesowało.
– Mówi Pan "nas" – ilu ludzi związanych jest bezpośrednio z "Pograniczem"?
– Pracuje tam 12 osób. Interesuje nas Europa Środkowo-Wschodnia. Działamy od Bośni po narody bałtyckie. Wkrótce po powrocie do Polski wybieram się, na przykład, do Kosowa.
– Co ma Kosowo wspólnego z Polską?
– To, co się tam dzieje, stanowi tragedię pogranicza, jest czymś, co się na pograniczu nie udało. Dla nas będzie to więc niezmiernie ważne doświadczenie, albowiem w Kosowie możemy powiedzieć, czego unikać. Dziś Jugosławia znajduje się w epicentrum całego rowu tektonicznego – by tak się metaforycznie wyrazić – podziału narodów i kultur żyjących obok siebie.
Wtedy po 1989 r. chodziło nam o to, aby zbudować nowy ośrodek kultury – pozostałość po PRL – który zająłby się tymi właśnie wszystkimi sprawami, i to w jak największym przekroju działań. Bo prowadzimy i pracę z dziećmi, powiedziałbym: artystyczno-edukacyjną, mamy swój teatr, mamy swój zespół muzyczny, mamy swoje wydawnictwo publikujące zarówno pismo, jak i nasze książki, mamy Centrum Dokumentacji Kultur Pogranicza – potężny zbiór książek, archiwaliów, nagrań magnetofonowych i magnetowidowych. Mamy swoją szkołę pogranicza dla ludzi, którzy pracują na rzecz kultury, edukacji, pracy społecznej w różnych regionach Europy Środkowej. Organizujemy wystawy, seminaria, konferencje. Działamy więc na bardzo wielu poziomach. A istotą naszych poczynań jest dążenie do wzajemnego poznania się i nie tyle może wyłącznie tolerowania, ile czegoś więcej, mianowicie przenikania się. Bo u nas, w Polsce (i nie tylko w Polsce) często żyją ludzie zamknięci w swoich gettach kulturowych, wyizolowanych enklawach, które nie znają się wcale albo bardzo słabo. Chodzi więc o to, aby zaczęło następować jakieś przenikanie, jakieś wspólne budowanie.
– Co na przykład wystawiacie w teatrze?
– Od teatru się w ogóle wszystko zaczęło, choć idea teatru podziemnego, który po 1989 r. zaczyna działać jawnie, przestała nas dawno interesować. Obecnie teatr jest robiony przez młodzież i stanowi jeden z elementów naszej pracy edukacyjnej, gdyż my uważamy, że obie sfery winny się uzupełniać. Tym samym nasza praca edukacyjna ma także walor praktyki artystycznej, bo jeśli, na przykład, grupa jedzie z nami do Polaków na Białorusi, młodzież poznaje ich historię, ich losy, robi na tej podstawie wystawę, pisze książkę zawierającą opis losów i doświadczeń tych ludzi, potem tworzy z tego spektakl teatralny, jak ostatnie nasze przedstawienie pt. Wijuny. Twórcy wpletli w tekst literacki i opowieści tamtych ludzi i ich muzykę, i pieśni, i całą historię. W ten sposób w artystycznie przetworzonej formie chcieli oddać specyfikę ludności z okolic Lidy.
– Działacie jednak na pograniczu dosłownie, skoro ośrodek położony jest daleko na wschodzie w Sejnach. Na ile wasze idee przenikają do ludzi z centralnej Polski?
– Staramy się oczywiście nad tym pracować, wchodzimy do centralnych pism, do telewizji.
– Fundacja Pogranicze przyznała ostatnio nagrodę Jerzemu Ficowskiemu. Było to pierwsze wyróżnienie. Dlaczego właśnie jemu jako pierwszemu?
– Człowiek pogranicza to ktoś, kto reprezentował przez całe swoje życie etos, o który także i my walczymy. Jest on niesiony przez szczególny rodzaj ludzi i Jerzy Ficowski jest właśnie jednym z nich. Przynależy on jakby do wielu kultur w tym sensie, że ma ów wyczulony słuch na inne kultury. Przecież w etosie pogranicza nie chodzi tylko o zainteresowanie daną kulturą, chodzi nie tylko o tolerancję, ale o współodczuwanie, a to coś więcej niż tylko zrozumienie. Właśnie u Ficowskiego to zaangażowanie, zwrócenie się ku innym – przede wszystkim na tragedię Żydów w czasie drugiej wojny światowej i kulturę Cyganów – jest szczególnie daleko posunięte.
Na specjalnej uroczystości w ośrodku w dniach 21-23 września Ficowski zostanie uhonorowany nagrodą Człowieka Pogranicza. Oprócz konferencji odbywa się też i wystawa związana z jego światem, będą specjalnie z tej okazji wydane książki. Nie jest to de facto nagroda, ale całoroczna promocja, lansowanie postaci, jej poglądów, działalności.
Zaś naszym patronem, mentorem i wzorcem osobowym jest Czesław Miłosz. Z drugiej strony – Jerzy Giedroyc. Korespondowałem z nim od początku istnienia Pogranicza, interesował się naszymi poczynaniami.
– Skąd bierzecie pieniądze na działalność?
– Ośrodek "Pogranicze – sztuk, kultur, narodów" jest instytucją wojewódzką, więc wspieraną przez władze samorządowe, a jako fundacja zdobywamy pieniądze, gdzie się da. Uzyskujemy zresztą szerokie poparcie i jakby pośrednio, z powodu naszej działalności z dziećmi, młodzieżą, dzięki czemu mamy sojuszników wśród rodziców i działaczy oświatowych. Jesteśmy poza tym bardzo otwarci, angażujemy się nie tylko w sprawy związane z kulturą, ale także z turystyką, ekologią. Dla nas są to wszystko różne aspekty tego samego problemu. Pomaga nam to, że włączamy się w rozmaite inicjatywy.
– Ośrodek i fundacja mają wyraźne zacięcie kulturalne, ale działalność Wasza ma także i wymiar polityczny.
– Staramy się być apolityczni w tym sensie, aby nie angażować się w doraźne układy i partie. Ale zarazem prowadzimy oczywiście dialog z politykami i z ich koncepcjami. Zasadniczo jednak kulturę rozumiemy znacznie szerzej, jako społeczną działalność zaangażowaną. I w tym sensie wchodzimy w sferę polityki. Chcemy wpływać na jej kształt, aby wyczulona była na wielokulturowość, na inność etniczną, religijną, kulturową.
Nie należy się obawiać, że propagowanie idei Pogranicza spowoduje, iż rozpłyniemy się w innych kulturach. Przeciwnie, umocnimy się, dzięki otwarciu na innych – na Białorusinów, Litwinów, Ukraińców czy Niemców, Słowaków czy Czechów. Lęki o utratę tożsamości polskiej są, naszym zdaniem, nietrafione. Inni nam niczego nie ujmą, a tylko pozwolą nam wzbogacić się.
"Przegląd Polski" 1.10.1999