Kulturtraeger Dragan Klaić
Mobilność wyobraźni. Międzynarodowa współpraca kulturalna jest pierwszą książką Dragana Klaicia opublikowaną w Polsce. Wcześniej kilka jego artykułów ukazało się w czasopismach i pracach zbiorowych. Ta niewielka ilość publikacji pozostaje w kontraście z liczbą przyjaciół, współpracowników i uczniów, których ów niestrudzony myśliciel, ekspert, profesor i podróżnik ma w naszym kraju. Ten kontrast byłby jeszcze większy, gdybyśmy wzięli pod uwagę jego imponującą wiedzę o kulturze polskiej, dotyczącą nie tylko teatru, który zna na wylot, ale także naszej literatury, historii, relacji polsko-żydowskich, linii paryskiej „Kultury”, KOR-u i Solidarności, a po roku 1989 polskiej polityki kulturalnej na równi z polską polityką zagraniczną...
Lublin był jedynym miastem z kandydujących do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, z którym ten specjalista od projektów europejskich wszedł w tak bliską współpracę, stając się współautorem jego pierwszej aplikacji. Do dzisiaj wspomina się tam osłupienie w jakie został wprawiony prezydent miasta podczas jednego z pierwszych spotkań z ekspertem z Amsterdamu, kiedy ten wyłożył mu wszystkie słabe i silne strony Lublina, poczynając od unii polsko-litewskiej i wpływów z Zachodu i Wschodu, poprzez wielokulturowe dziedzictwo, migracje ludności i kataklizmy historyczne, bogate tradycje akademickie i teatru alternatywnego, a kończąc bynajmniej nie tylko na opisie stanu bieżącej infrastruktury kulturalnej miasta, lecz znacznie go rozszerzając o precyzyjną analizę miejskich inwestycji gospodarczych, problemów demograficznych i geopolitycznych... W tej anegdocie już nie tylko o samą wiedzę chodzi, także o to jak Dragan Klaić rozumiał i praktykował międzynarodową współpracę kulturalną.
Mobilność wyobraźni to jedna z tych książek, w których równie ważne co ich treść, jest to, kto je napisał. A ponieważ Dragan Klaić należy do osób, które są bardzo wstrzemięźliwe w mówieniu o sobie, a tym bardziej w pisaniu na swój temat, warto poświęcić więcej uwagi dotarciu do człowieka stojącego za tym systematycznie uporządkowanym przewodnikiem dla profesjonalistów. Warto tym bardziej, że przecież sukces międzynarodowej współpracy kulturalnej zależy od czegoś więcej niż podręcznikowa fachowość, choćby ta spełniała najwyższe standardy, a mianowicie od tego „czegoś”, co może jest trudno uchwytne, ale co niewątpliwie wiąże się z relacjami międzyludzkimi, autentyzmem i życiowym doświadczeniem konkretnych osób.
W autobiograficznej książce Exercises in Exile [Ćwiczenia z wygnania] Dragan Klaić odkrywa, analizując perypetie losu emigranta, że właściwie od samego dzieciństwa przygotowywał się do roli bycia wygnańcem. To samo można powiedzieć o jego przygotowaniu do ponadgranicznej współpracy kulturalnej. Zresztą, czy dla człowieka kultury doskonalącego się w sztuce życia z dala od rodzinnego kraju nie jest to najlepszą szkołą budowania wspólnej dla ludzi różnych języków i narodowości przestrzeni kulturowej?
Sarajewo, miejsce urodzenia Dragana Klaicia, jest dzisiaj symbolem tragedii wielokulturowej wspólnoty, wojny wytoczonej kosmopolitom – obywatelom czarsziji, opowiadającym się za wspólną Bośnią i wspólną Jugosławią. On pamięta oczywiście inne Sarajewo, w którym rodzina jego matki, o splątanych żydowsko-polsko-serbskich korzeniach, czuła się u siebie w domu. Jego babcia, zwracając się do wnuka z bośniackim odcieniem serbsko-chorwackiego, wplatała do rozmowy różne polskie słowa, które pamięta do dzisiaj. Podobnie było w rodzinie ojca w Nowym Sadzie, gdzie mieszkał z rodzicami zanim wyjechał na studia do Belgradu i już tam pozostał. Królowały w nim języki węgierski, niemiecki, który zastąpił jidisz, i oczywiście wojwodinski odcień serbsko-chorwackiego. Gdyby sięgnąć głębiej w jego historie rodzinne, to okazałoby się, że jedni jego przodkowie przywędrowali na Bałkany z Krakowa, inni z różnych habsburskich prowincji, które obecnie stanowią część Polski, Ukrainy, Węgier, Rumunii... Często podkreśla jak dobrze jego rodzina czuła się w świecie monarchii austro-węgierskiej, swobodnie przemieszczając się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu lepszych perspektyw pracy i życia, zmieniając języki, doskonale adoptując się do nowego lokalnego sąsiedztwa, a jednocześnie zachowując przynależność do tego samego kulturowego milieu, wspólnego dla tak wielu Środkowoeuropejczyków.
Wspomniałem wcześniej rozpad byłej Jugosławii jako doświadczenie klęski wspólnotowego projektu, którą Dragan Klaić przeżył na własnej skórze. Ale przecież ta krótko zarysowana historia rodzinna odnosi nas do jeszcze innego, tragicznego wydarzenia nowoczesnej historii Europy. Urodzony w 1950 roku, Dragan słuchał już tylko opowieści o Holokauście. Mimo to jakże nieodległa to była przeszłość, której świadectwo dawali jego najbliżsi z rodziny. 9 listopada, dzień w którym wyemigrował z Jugosławii na Zachód, pierwszą noc spędzając w Wiedniu, to dla niego przede wszystkim dzień „nocy kryształowej” i nie jest to w jego przypadku wyłącznie skojarzenie daty z podręcznika historii. Opowieść, którą później odtwarzał sobie z zasłyszanych historii i losów członków rodziny, w dużej mierze odnosi się do projektu tworzenia cywilizacyjnej wspólnoty na środkowoeuropejskich pograniczach, której stolicami kultury były Wiedeń, Praga, Budapeszt, Kraków czy Czerniowce, projektu którego jednymi z głównych protagonistów byli Żydzi. Dlatego nie przypadkowo nazywano ich „kulturtraegerami”, czyli tymi, którzy przenoszą kulturę ponad granicami państw narodowych. Często mylnie utożsamiamy kulturę żydowską wyłącznie z zamkniętymi dzielnicami, takimi jak Józefów w Pradze czy krakowski Kazimierz, podczas gdy Żydzi byli także współ-budowniczymi kosmopolitycznej agory w tych miastach. To, że dzisiaj ich potomek pisze dla Europejczyków przewodnik międzynarodowej współpracy kulturalnej jest dowodem ciągłości pewnej tradycji, wspaniałym, jeśli uświadomimy sobie, że ta ciągłość ustanowiona została na fundamencie wcale nie oczywistego i łatwo rozwijającego się biegu zdarzeń, lecz wytrwałej i cudem ocalonej wiary w sens przeciwstawienia się ciemnej sile rzeczników „ostatecznego rozwiązania” albo czystek etnicznych, choćby wcześniej doświadczało się na tym polu klęski.
Tym, co znakomicie, i to już od samego dzieciństwa, przygotowywało Dragana Klaicia do zdobycia kwalifikacji w dziedzinie współpracy kulturalnej, jest jego zupełnie wyjątkowa znajomość języków. W jego domu rodzinnym w Nowym Sadzie mówiło się po serbsko-chorwacku, węgiersku i niemiecku. W młodości opanował także francuski, wówczas ciągle jeszcze język kulturalnej Europy. Na co dzień w Amsterdamie posługuje się niderlandzkim. Zna włoski, hiszpański, słoweński, czyta cyrylicę. Jednak szczególną rolę w jego życiu pełni angielski, który bardzo wcześnie, na długo przed emigracją, wybrał jako język swojej pracy zawodowej. Po angielsku obronił swój doktorat na Yale University. Wraz z końcem zimnej wojny stworzył ze swoim przyjacielem Dušanem Jovanoviciem kwartalnik teatralny „Euromaske”, którego redakcja mieściła się w Lublanie, natomiast w całości wydawany był w języku angielskim – zupełny unikat w tamtych czasach, starający się objąć swym zasięgiem całą przestrzeń teatralną Europy. Znaczące jest też, że wspomnianą już książkę autobiograficzną Exercises in Exile napisał po angielsku. Rozpoczynając współpracę z Lublinem postawił na nogi całe środowisko kulturalne domagając się znajomości od wszystkich języka angielskiego (przynajmniej angielskiego!), oświadczając jednocześnie władzom miasta, że albo sfinansują intensywne kursy angielskiego dla animatorów kultury albo w ogóle nie warto zawracać sobie głowy tytułem Europejskiej Stolicy Kultury.
Pieczołowicie kultywowane przez Dragana Klaicia obywatelstwo Europy zasadza się między innymi na przekonaniu, że dzielenie wspólnego języka ma zasadnicze znaczenie dla kompetencji międzykulturowej, partnerskiej współpracy i integracji. Jednak do tego, aby być dobrze przysposobionym do życia we współczesnej Europie, potrzebny jest jeszcze drugi poziom – ciągłej polifonii językowej, przechodzenia z jednego języka na drugi, co pozwala pielęgnować rodzime narzecza i poznawać nowe, jednocześnie pomagając człowiekowi oswoić zmianę miejsca zamieszkania, utratę małych ojczyzn i zadomowianie się w nowym sąsiedztwie. Jeśli nasza wyobraźnia staje się, także dzięki rozwojowi współpracy kulturalnej, wędrująca, to musi za tym podążać nasza kompetencja językowa, inaczej bowiem nie będziemy potrafili zamieszkiwać tego świata, w którym „na wygnaniu jesteśmy w domu” (Exercises in Exile).
To, co kiedyś było domem, oddaliło się, nawet wyobcowało, i do pewnego stopnia stało się niedosiężne. Znaczenia domu i zagranicy przeszły gruntowną weryfikację. Po to, by precyzyjnie je uchwycić, potrzebowałem wyruszyć w parę eksperymentalnych podróży. W żadnej z nich nie powracałem, lecz raczej odjeżdżałem, podążając w kierunku, który – mimo pewnej rodzinności – dosięgał nowych spraw i znaków. Z bazy domowej ustanowionej w północno-zachodniej Europie, docierałem w region Bałkanów nawet dalej niż kiedykolwiek wcześniej, nawiązując wiele niespodziewanych kontaktów.
Uderzający w tych słowach Dragana Klaicia, jak i wielu innych fragmentach Exercises in Exile, jest niespodziewanie pozytywny ton przypisany sytuacji utraty domu i wygnania, którą inni zwykli wspominać jako katastrofę i nigdy nie gojącą się ranę. Ton ten odziedziczył po swoich przodkach, dla których emigracja nigdy nie miała negatywnych konotacji, w najgorszym razie oznaczając ucieczkę w samą porę przed nadchodzącym kataklizmem, a często przynosząc poprawę życia i zaspokojenie ciekawości świata. Jest jednak w tych przytoczonych przeze mnie słowach wygnańca jeszcze coś więcej, a mianowicie doświadczenie tej prawdy iż opuszczenie domu i podróż ku nowym horyzontom wcale nie musi oznaczać wykorzenienia. Dystans oddalenia stwarza możliwość głębszych i bardziej dalekosiężnych powrotów do miejsc rodzinnych, a przynajmniej pozostawania z nimi w ciągłym twórczym dialogu. Inaczej mówiąc, to nie zasiedzenie a podróż i wędrująca wyobraźnia zadomawiają nas w świecie.
Draganowi Klaiciowi, tak jak wielu innym ludziom pogranicza, nie było łatwo określić swoją tożsamość i pewnie nie raz w życiu długo się zastanawiał co wpisać w rubryce „narodowość” lub w innej domagającej się podania jakiejkolwiek przynależności. Początkowo, to znaczy gdzieś do połowy lat osiemdziesiątych, odpowiedź była prosta i bezdyskusyjna – Jugosłowianin. Dzisiaj możliwą odpowiedzią byłby Europejczyk z holenderskim paszportem, ale która rubryka pomieści tyle słów i który urząd pomieści tyle niejednoznaczności... Pomiędzy określeniami „Jugosłowianin” i „Europejczyk” rozpościera się przestrzeń dramatu całego jego życia, napięta poszukiwaniem, buntem i wytrwałą pracą nad byciem u siebie na wygnaniu.
Książka Mobilna wyobraźnia jest ważnym przewodnikiem dla wszystkich, którzy pragną zajmować się międzynarodową współpracą kulturalną. Takim przewodnikiem pozostaje dla nich także sam Dragan Klaić, emigrant znajdujący dom w wygnaniu, zakorzeniony kosmopolita i Europejczyk, który doświadczywszy utraty złudzeń i katastrof, podróżuje dalej gromadząc przyjaciół wokół długiego stołu z IKEI w swoim mieszkaniu przy ulicy Churchilla w Amsterdamie i poprzez dziesiątki e-maili wysyłanych każdego dnia w różnych językach angażując innych w budowanie wspólnej przestrzeni kulturalnej, jedynej w której możliwe jest ponadnarodowe obywatelstwo.
POST SCRIPTUM
Właśnie dotarła do mnie wiadomość o śmierci Dragana Klaicia. Odszedł wczoraj, 25 sierpnia. Od kilku miesięcy przebywał w szpitalu w Amsterdamie. Początkowo nie było w tym nic niepokojącego. Zaplanowana od dawna kuracja. Przynajmniej w takim przekonaniu utrzymywał przyjaciół sam Dragan. Nie pozwalał na najmniejsze rozczulanie się nad sobą, nie mówił co konkretnie mu dolega. Ot po prostu, jego psychosomatyczny „silnik” miał zostać „naoliwiony”, by zaraz z nową intensywnością przystąpić do działania. Lecz ten nawykły do tytanicznej pracy organizm już od jakiegoś czasu upominał się o swoje. Pamiętam jakim zaskoczeniem dla mnie było to, że Rose Fenton udało się namówić Dragana podczas pobytu u mnie w domu w Krasnogrudzie do codziennych ćwiczeń jogi – dotychczas takie „robienie sobie dobrze” było niedopuszczalną stratą czasu... Więc postrzegaliśmy jego pobyt w szpitalu jako zasłużoną ozdrowieńczą kurację. Lecz wkrótce zmienił się ton e-maili od Dragana. Stały się krótsze, zdawkowe, pozbawione nieodłącznej u niego iskry zaangażowania, aż wreszcie się urwały. Jedyna przerwa, która mogła zaistnieć w twórczym życiu Dragana Klaicia, to ta ostateczna, rozdzielająca... Przed dopisaniem dalszego ciągu tego zdania powstrzymuje mnie konsekwentny agnostycyzm autora Ćwiczeń z wygnania, oparty na moralności, która wszystkie działania człowieka odnosi do tego, co „tu” i wobec drugiego człowieka, a nie tego, co „tam” i wobec Boga.
Trudno mi jest jednak napisać: „odszedł od nas”, albo zamienić czas tego tekstu o nim na przeszły. Pozostanie z nami na tyle, na ile żywa będzie pamięć jego obecności i nasza determinacja w kontynuowaniu wspólnie dzielonych z nim idei, postaw i ścieżek, zawsze wybiegających ponad dosiężny już horyzont. Europejczyk? Tak, ale żarliwy, co czyni zasadniczą różnicę między nim a tymi, których niewiele kosztuje przynależność europejska i którzy niejako siłą rzeczy otrzymują paszport UE. Kiedyś wysłaliśmy Draganowi do konsultacji lubelski projekt stwarzający zachodnim twórcom kultury możliwość poznania Wschodu, zatytułowany przez nas „Porwanie Europy”. Jego reakcja zupełnie nas zaskoczyła. Nie przekonywały go mitologiczne odniesienia, domagał się zmiany tytułu i przestrzegał, niby ojciec zatroskany o swe umiłowane dziecko, przed „kuszeniem złego” i nieodpowiedzialnym igraniem projektem jednoczącej się Europy, który jest najcenniejszą zdobyczą naszej cywilizacji od wielu stuleci. Ta sama troska kazała mu jednocześnie być w swej postawie krytycznym i wymagającym, zdyscyplinowanym i pragmatycznym, jak najdalszym od ideologii i mistyfikacji, a także od nowego nacjonalizmu europejskiego, który zamiast utwierdzać tożsamość Europy w otwartości i współpracy z innymi częściami świata, zamyka ją w europocentrycznym zaścianku.
Po raz pierwszy spotkałem go blisko dwadzieścia lat temu, z „Financial Times” w ręku, i – zanim nasza rozmowa zeszła na Danielo Kiša i Czesława Miłosza – usłyszałem od niego analityczne uwagi o sytuacji gospodarczej w świecie, w których pobrzmiewała nuta podziwu dla planu Balcerowicza. Od początku łączyły nas etos pogranicza i przynależność do pokolenia Bośni, które w dramacie rozpadu byłej Jugosławii dostrzegało nie lokalny bałkański konflikt tylko kryzys kultury europejskiej. A za tym szedł dystans do wszelkich europejskich „wydmuszek” w rodzaju „multi-kulti” czy „dialogu międzykulturowego”, krytycyzm wobec „festiwalizacji” kultury oraz szukanie raczej oszczędności i racjonalności w zarządzaniu kulturą niż folgowanie bezkrytycznym roszczeniom finansowym. Miałem w Draganie wspaniałego partnera w dążeniu do kultury czynnej, zaangażowanej społecznie, która ceniąc wyżej empatię od narcyzmu twórców nie rezygnuje z nowatorstwa i wysokich ambicji artystycznych. Nie znosił kiczu tak samo jak niepunktualności, braku krytycznego myślenia tak samo jak pustosłowia. Miał w sobie coś z arystokraty, co zawdzięczał nie pochodzeniu a zdobytej wiedzy, wysublimowanemu gustowi i przenikliwej inteligencji, i co potrafił wykorzystać nie dla „przynależności do dworu”, lecz przeciwnie – dla dumnej niezależności od władzy, uprzedzeń i koterii. I tylko w tym sensie myślę teraz o nim jako o prawdziwym Księciu tej rodziny niesfornych intelektualistów, wędrownych artystów, outsiderów, wygnańców i kontestatorów, dla której Europa pozostaje ciągle niezrealizowanym w pełni projektem kulturowym.