"Swój wśród swoich" Jerzy Ficowski, "Gazeta Wyborcza", 24.09.1999
Swój wśród swoich
Na tylu pograniczach bywałem nieproszonym, choć szczęśliwym gościem, że chyba już czas, aby w końcu stać się gościem proszonym, a nawet pożądanym - mówił w Sejnach JERZY FICOWSKI laureat nagrody Człowiek pogranicza.
Od czego by tu zacząć? Po namyśle zacznę od początku. Tak więc zacząłem się 75 lat temu, co przecież nie jest moją zasługą i z tego tytułu gratulacje po prawdzie mi się nie należą. Otrzymałem dożywotnią kartę obecności - unieważnianą i prolongowaną wielokrotnie - odtąd niemało z tego, o co się staram, to próby usprawiedliwienia tego pobytu. Różnie z tym było, z odkładaniem siebie na później. I oto teraz wyręczono mnie do pewnego stopnia, żebym nie gubił się w swoich całożyciowych nadmiarach i niedosytach, w popłochu, że w końcu zabraknie już i czasu, i mnie...
Bardzo dziękuję i bardzo witam! Stawiłem się tutaj z całym bagażem żywota mojego. Wynurzają się z chaosu różne oblicza i imiona rzeczy: motyle, szerszenie, ważki, głosy i barwy ptaków. Bruno Schulz - herezjarcha pokątny, Leśmian - piewca bezsilnej wszechmocy... Przewodnicy Mitu - wsiowe piastunki i leśni piastuni bajek... Moje rodzeństwo najbliższe: bracia Żydzi, bracia-Cyganie... Wioliny i wanilie - dźwięczne i wonne przewodniki pamięci, Witold Wojtkiewicz - mistrz cyrku w sierocińcu świata... I inni, i inne, i wszystko, z czym połączyło mnie życie...
A gdzie - ja? To wszystko ja. Ja, jak da się być sobą najbardziej. Jak to możliwe?
Był przed wojną w Jarosławiu pan Stanisław Gilowski, miał numer telefonu 225 (poznałem go właśnie z ogólnopolskiej książki telefonicznej za lata 1932-1933). Przeczytałem z niedowierzającym podziwem: właściciel kina Uciecha, łaźni rzymskiej, fabryki wody sodowej i zakładu pogrzebowego. Czy i ja jestem tak rozliczny i tak wszechstronny jak on? Wyznam (z głębi przekonania), że chyba tylko na pozór tak wszechstronny jak on? Wyznam (z głębi przekonania), że chyba tylko na pozór tak rozbieżny jak niedościgniony Gilowski, ale w istocie wszystkie te moje różności-mnogości z jednego wspólnego korzenia wyrastają i w końcu zbiegają się w jedno. Jak? A to już pytanie nie do mnie. To ja chętnie poznałbym odpowiedź, choć z lekkim sercem się jej wyrzeknę. Nie lubię zagadek rozwiązywanych do końca, tajemnie wyjaśnianych do ostatka...
Nie miałem okazji przywyknąć do takiego "królowania" jak dziś, do przebywania w centrum zbiorowej, a skupionej uwagi, co bywa tyleż zaszczytne, co niekiedy uciążliwe. W pewnej chwili już-już chciałem czmychnąć i zejść z drogi cieniowi Nostradamusa, skoro rzekł był to, co rzekł, wieszcząc koniec świata w dniu nieznacznie poprzedzającym mój jubileusz. Ale skoro się pomylił i przepowiednia jego chybiła już w lipcu - przepadło: trzeba coś robić, na przykład - być.
Na tylu pograniczach bywałem nieproszonym, choć szczęśliwym gościem, że chyba już czas, aby w końcu stać się gościem proszonym, a nawet pożądanym - swoim wśród swoich. I oto, kiedy tyle uwagi skupiło się na mnie (więc tym samym na obrzeżach, peryferiach i prowincjach świata - co to są moje macierzyste strony, jakoś prawdziwsze od celów nieomylnych drogowskazów) - zdejmuję przed Wami, Przyjaciele najmilsi, Gospodarze i Goście, moją wysłużoną czapkę niewidkę, z uszanowaniem i wdzięcznością, aby posłuchać dowodów na istnienie Jerzego F.
A to by były także i przede wszystkim cząstkowe dowody na istnienie mojego, waszego, naszego świata. Zapewne beze mnie zubożałby on niedostrzegalnie; przecież nie zbiedniałby aż tak, jak zbiedniałby i zmarniał, gdyby Was na Pograniczu nie było. Tyle już zdołaliście dokonać - ponad wszelką miarę i wiarę - tyle jeszcze przed Wami. Bo właściwie wszystko, co najważniejsze w naszych światach, to pogranicza - wszelkie pogranicza - wyobraźni; wielokształtnych kultur, umiłowań, wzajemności, pewności zwątpień - bez granic lub pomimo granic, bez szańców lub wbrew szańcom, bez kordonów lub na przekór kordonom.
Wdzięczny jestem, żeście mi umożliwili rozejrzeć się po sobie samym, abym spostrzegł więcej, patrząc Waszymi oczyma. Dopiero w takim uparcie bezstronnym krajobrazie, wśród różnorodności, można zyskać pewność, że nie znajdzie tu wstępu nikt z przemytników nienawiści, choćby się przebierali w najbarwniejsze pokusy.
Jestem wdzięczny Gospodarzom tego wszędobylskiego zakątka. Przyjaciołom niezawodnym. Dziękuję drogim Gościom, współtworzącym te uroczystości, piszącym, mówiącym i milczącym. O sztuce, o międzysłowiu mądrzejszym od słowa, o braterstwie, o nadziejach świata i rozpaczy świata, o zwiastowaniach słów, muzyk i barw, o cudach, czarach i olśnieniach, które się gnieżdżą w samym sednie powszedniości, o wszystkim co zachwyca i co boli. Mój pobyt tutaj, moją obecność - na samym progu jesieni - zapamiętam ze wzruszeniem na zawsze - na moje krótkie "zawsze" (ale zawsze: zawsze!), pocieszając się, że Sejny wraz z ich całą Pograniczną Załogą zachowają mnie w swojej pamięci trochę dłużej i że dane im będzie gościć jeszcze niejednego przemierzacza dróg i bezdroży, nie jednego spośród Ludzi Pogranicza, których poczet rozpoczął się ode mnie. Jeszcze raz: dzięki za to, że tak dobrze mi tutaj z Wami.
JERZY FICOWSKI - poeta, cyganolog, znawca twórczości Brunona Schulza otrzymał tytuł Człowieka pogranicza. Przyznał mu go Ośrodek "Pogranicze - Sztuk, Kultur, Narodów" w Sejnach. Przedwczoraj wręczono laureatowi nagrodę - szkatułę symbolizującą podróż przez czas i obszary kultury.
"Gazeta Wyborcza", 24 września 1999