Zbieracz słów, Krzysztof Masłoń, "Rzeczpospolita" 13.05.2006
Zbieracz słów
Kiedy obchodził swoje 70-lecie, powiedział: "Najczęściej im człowiek jest starszy, tym się bardziej spieszy, w strachu, że zostało mu już niewiele czasu. Ja się spieszyłem całe życie. Teraz postanowiłem zwolnić tempo". Sił starczyło mu jeszcze na prawie 12 lat. Zmarł 9 maja.
Pierwszy raz Jerzy Ficowski przeczytał "Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza pod koniec 1942 roku. Uczył się na tajnych kompletach Liceum Zamoyskiego‚ był w klasie maturalnej. "Zdobyłem przypadkiem adres Schulza - pisał po latach w "Regionach wielkiej herezji" - i napisałem naiwnie‚ z egzaltacją osiemnastolatka‚ że może go to nic nie obejdzie‚ ale niech wie‚ że jest ktoś‚ dla kogo "Sklepy" były i są źródłem najwyższego zachwytu i największym objawieniem". Odpowiedzi z Drohobycza nie otrzymał. Schulza gestapowiec Karl Günther zastrzelił mniej więcej w tym samym czasie, 19 listopada.
- Był dla mnie autorytetem i mimowolnym nauczycielem - mówi o Jerzym Ficowskim Wiesław Budzyński, też autor świetnych książek o Schulzu: "Schulz pod kluczem" i "Miasto Schulza". - Nauczył mnie skrupulatności. Przykład Ficowskiego‚ który badał życie i twórczość Brunona Schulza pół wieku‚ jest jakimś wyjątkiem w literaturze europejskiej. Wybitny poeta i pisarz poświęca się dla innego pisarza.
Ficowski a Schulz to temat sam w sobie. Budzyński używa nawet określenia: "Schulz przez Ficowskiego wskrzeszony". Bo tak też było.
O człowieku, którego z młodzieńczą przesadą nazywał "największym pisarzem naszych czasów", próbował napisać już w 1946 roku, do "Życia Literackiego" redagowanego przez Wojciecha Bąka. W piśmie nastąpiły właśnie zmiany, Bąk odszedł, temat Schulza był nie do ugryzienia. Podobnie rozkładał bezradnie ręce Wilhelm Mach w "Dzienniku Literackim". Nadchodził czas nie tylko dla Schulza fatalny, w którym jak wyrok zabrzmiały słowa Tadeusza Borowskiego: "Więcej jest artyzmu w jednej krótkiej odezwie KPP niż we wszystkich "Sklepach cynamonowych"". Nic dziwnego, że na publikację swojego pierwszego tekstu o wielkim pisarzu z Drohobycza musiał Ficowski czekać do lutego 1956 roku, kiedy to w "Życiu Literackim" zamieścił "Przypomnienie Brunona Schulza". Tematyką Schulzowską zajmował się następnie nieprzerwanie przez długie lata, wielokrotnie jeździł do Drohobycza (pierwszy raz w 1959 r. na półlegalnie), wydawał książki, które do dzisiaj uważane są za fundamentalne, wielokrotnie wznawiane "Regiony wielkiej herezji", a także m.in. "Okolice sklepów cynamonowych". Sporym zaskoczeniem było więc oświadczenie Jerzego Ficowskiego z 1994 roku, że już o Schulzu pisać nie chce. Prawdopodobnie zniechęciło go kolejne niepowodzenie odzyskania "Mesjasza", tyleż sławnej, co tajemniczej powieści Brunona Schulza, w istnienie której mocno wierzył.
Gdy pójdę w drogę‚ wezmę z sobą księżyc
Jerzy Ficowski urodził się 4 września 1924 roku. Był synem Tadeusza Ficowskiego, prawnika, i Haliny ze Średnickich, urzędniczki. W czasie okupacji uczył się na tajnych kompletach, był też członkiem konspiracji. W 1943 roku więziono go na Pawiaku. W powstaniu warszawskim walczył na Mokotowie, w szeregach AK. Odznaczony został Krzyżem Walecznych.
Po powstaniu dostał się do niewoli niemieckiej, skąd po wojnie wrócił, najpierw do Włoch pod Warszawą, później do samej Warszawy. Mocno związany był ze stolicą, pisał o niej wiersze i opowiadania, głównie dla dzieci ("Wspominki starowarszawskie", "Syrenka").
Twórczość dla dzieci stanowiła wcale niemałą część twórczości Jerzego Ficowskiego, tak jak i... piosenki. Nie tylko sławne z wykonania Maryli Rodowicz "Jadą wozy kolorowe". Znacznie wcześniej pisał piosenki dla Michaja Burano‚ cygańskiego solisty Niebiesko-Czarnych‚ w którym polskie dziewczyny kochały się bez pamięci. Zanim jako Steve Luca i John Mike Arlow zaczął robić karierę i pieniądze na Zachodzie‚ w Polsce śpiewał m.in. (w 1961 roku!) - do tekstu Jerzego Ficowskiego i Mateusza Święcickiego - "Gdy pójdę w drogę‚ wezmę z sobą księżyc".
Jerzy Ficowski swój flirt z piosenką rozpoczął jeszcze wcześniej‚ bo z piosenką masową (czy musową) lat 50. Lepiej ten rozdział przemilczeć‚ zapamiętując z tamtego okresu może jedynie "Woziwodę" i "Furmana". Kooperował z "Mazowszem", pisząc z Tadeuszem Sygietyńskim "Naszą piosenkę". A z lat późniejszych warte zauważenia są piosenki inspirowane tematyką cygańską: "Syg‚ sygedyr" czy "Cygańska letnia noc". Oprócz Michaja Burano śpiewali je także Anna German i Edyta Geppert.
Pierworodne imiona rzeczy
Jako poeta zadebiutował w 1946 roku na łamach "Dziś i jutro". Pierwszy tom wierszy "Ołowiani żołnierze" wydał dwa lata później, w dalszej kolejności "Zwierzenia" (1952) i "Po polsku" (1957). Swoją daninę socrealizmowi złożył, a jakże. Dał wyraz swemu bezbrzeżnemu bólowi po śmierci Stalina. "Gdzieś głęboko w sercu ukrywałem/ Promyk wiary dziecięco naiwnej,/ Że śmierć z Twoim nie spotka się Ciałem/ I że Ono nigdy nie ostygnie" - to także Jerzy Ficowski z pamiętnego roku 1953, roku odejścia Chorążego Pokoju.
Zgoła inny charakter miała jego późniejsza twórczość. W 1957 roku furorę zrobił Jerzego Ficowskiego "List do Marka Chagalla", na który sławny artysta odpowiedział i odtąd grafiki Chagalla towarzyszyć będą poezji autora "Odczytania popiołu".
A poezja była to wybitna, znaczona takimi tomami, jak "Pismo obrazkowe", "Ptak poza ptakiem", "Gryps", "Errata" i zbiory ostatnie, coraz bardziej refleksyjne, podejmujące temat starości i upływu czasu: "Zawczas z poniewczasem" i "Pantareja". Ta poezja była zawsze ascetyczna i lapidarna. I przesycona zdziwieniem, jakby Jerzy Ficowski dziwił się światu, jaki został nam dany, wciąż odczytując znaki, ślady, popioły.
Nazywał siebie "śmieciarzem", zbieraczem słów, których poszukuje "w zakamarkach przeoczeń/ i na wielkich wysypiskach/ niepamięci". Nie były to słowa ani przypadkowe, ani codzienne, byle jakie ("nie miałem ich pod ręką/ ani na końcu języka/ nie wyssałem ich z palca"). Poetę interesowały słowa tak dawne, "że całkiem/ zapomniały o sobie" - "pierworodne imiona rzeczy/ codziennego użytku/ zaklęcia na wskrzeszenie świata".
Zaglądali w kieszenie, w skarpety, za kołnierz
Do Komitetu Obrony Robotników wstąpił w maju 1978 roku. Nie był w nim zatem od początku (wrzesień 1976)‚ choć - jak wspominał - propozycję od Jana Józefa Lipskiego otrzymał od razu. "Obawiałem się‚ że zostanę wraz z rodziną pozbawiony wszelkich możliwości zarobkowania. Później‚ kiedy propozycję ponowiono‚ odpowiedziałem‚ że jestem sam z kilkuletnią córeczką; dopóki żona nie wróci z USA‚ nie mogę ryzykować‚ że w razie mego zatrzymania dziecko pozostanie bez niczyjej opieki‚ ale kiedy sytuacja domowa się unormuje‚ przystąpię do KOR-u. I tak też się stało".
Nie znaczy to‚ że przed akcesem do KOR Jerzy Ficowski siedział cicho jak mysz pod miotłą. Przeciwnie‚ w styczniu 1977 roku jego podpis znalazł się pod skierowanym do marszałka Sejmu PRL żądaniem powołania nadzwyczajnej komisji poselskiej dla wyjaśnienia przebiegu wystąpień robotniczych w czerwcu 1976 roku i represji wobec ich uczestników. W maju tego samego roku podpisał apel o zwolnienie więzionych robotników i zatrzymywanych członków i sympatyków KOR.
11 listopada 1978 roku wraz z innymi członkami Komitetu Obrony Robotników rozdawał pod katedrą św. Jana w Warszawie oświadczenie wydane w 60. rocznicę odzyskania niepodległości. Zaraz potem zostałzatrzymany‚ podobnie jak parę miesięcy później‚ gdy występował w obronie więzionego Kazimierza Świtonia. A gdyby ktoś był dziś ciekawy‚ jakie to wywrotowe treści wypełniały niepodległościowe oświadczenie‚ to przypomnę z niego takie np. obrazoburcze stwierdzenie: "Niepodległa Polska wychowała ideowe pokolenie‚ świadomych swych obowiązków obywateli. Cały jej dorobek przesądził o postawie narodu w ciężkiej próbie II wojny światowej i do dziś stanowi skarb‚ dzięki któremu polska kultura skutecznie opiera się utracie swej tożsamości. Atmosferze okresu międzywojennego‚ nasyconej pluralizmem i odpowiedzialnością za losy państwa i narodu zawdzięczamy‚ że umiemy dziś spojrzeć również i krytycznie na cienie i braki II Rzeczypospolitej". To właśnie takie herezje burzyły krew liberalnej - jak powszechnie się sądzi - ekipie Edwarda Gierka. I za ich kolportaż zamykano w areszcie poetów.
W marcu 1979 roku w Chrzanowie zatrzymano jadącą do Katowic taksówkę. Jerzy Ficowski jechał nią‚ wraz z trzema osobami‚ m.in. matką Grzegorza Przemyka‚ Barbarą Sadowską‚ na proces Kazimierza Świtonia. Nie dojechali. Ficowskiego trzymano siedem godzin i poddano‚ rzecz jasna bez nakazu‚ rewizji. Zaglądano mu za kołnierz‚ w skarpetki‚ do kieszeni. Całej czwórce milicjanci podawali różne preteksty zatrzymania: od przejechania po drodze człowieka do planowania napadu na bank w Jaworznie.
Zatrzymywany bywał Ficowski jeszcze wielokrotnie. Podobnie nękano go w stanie wojennym‚ dokonując przeszukań mieszkania.
Od roku 1976 zarówno jego nazwisko, jak i twórczość objęte zostały zapisem cenzury. Wiersze publikował więc na łamach podziemnego "Zapisu" i "Pulsu"‚ a swój znakomity tom poezji "Gryps" wydał w 1979 roku w drugoobiegowej Nowej. Podobnie w latach 80. jego książki: "Errata"‚ "Przepowiednia. Pojutrznia" i "Wezwanie" ukazywały się za granicą i w podziemiu.
Śmiej się, Cyganko
Przetłumaczył "Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie" Icchaka Kacenelsona, który zginął w Oświęcimiu w 1944 roku, wiersze Mordechaja Gebirtiga, barda krakowskiej ulicy, zamordowanego wraz z rodziną podczas akcji wysiedlania getta w Krakowie w 1942 roku. A także chyba ostatniego poetę piszącego w Polsce w jidysz‚ Jakuba Zonsztajna.
Jego dorobek translatorski jest olbrzymi, a oprócz języków cygańskiego i jidysz obejmuje przekłady z hiszpańskiego (Frederico Garcia Lorca!), niemieckiego, włoskiego, francuskiego, rosyjskiego i rumuńskiego.
Cygańska przygoda Jerzego Ficowskiego wzięła się trochę z... ucieczki. W 1948 roku jako były akowiec został zatrzymany, przez kilka dni więziony i namawiany czy też przymuszany przez UB do współpracy. Musiał zniknąć, wybrał się więc z taborem cygańskim na ziemie zachodnie i tak zachwycił się kulturą cygańską, że na lata całe stał się głównym polskim specjalistą od obyczajów Romów. Dużym powodzeniem cieszyły się jego prace na ten temat, szczególnie "Cyganie na polskich drogach". W taborze poznał cygańską poetkę, zmarłą w 1987 roku Papuszę (Bronisławę Wajs). Aby spisać jej mówione wiersze, dostosował język romski do alfabetu łacińskiego. Inna sprawa, że Cyganie zarówno książkę Ficowskiego, jak i Papuszy przyjęli jak najgorzej, zarzucając obojgu złamanie tabu i wyniesienie na zewnątrz romskich tajemnic. Z tamtego okresu, a także innych podróży śladami wozów cygańskich (np. na Węgry) pozostały urzekające swą melodyką wiersze, np. "Cygańska siódemka, czyli spotkanie na drogach włóczęg" z 1955 roku:
Czasem szyszka skoczy w płomień
stanie w złocie -
W środku - rynek: to polana
jagodami brukowana.
Dach nad głową - bure płótno,
uśmiech - czyjże? - tam przycupnął.
Śmiej się, śmiejże się, Cyganko,
dziewczyno śliczna!
Wiatr we włosy sobie wpięłaś
zamiast grzebyczka,
i już warkocz,
czarny warkocz,
rozczesany!
Ach, Cygany! Oj, Cygany! Aj, Cygany!
Krzysztof Masłoń
"Rzeczpospolita" 13.05.2006