Odszedł szczęśliwy, Jan Bończa-Szabłowski, "Rzeczpospolita" 18.05. 2006
Odszedł szczęśliwy
Na cmentarzu Powązkowskim pożegnaliśmy wczoraj Jerzego Ficowskiego - poetę, tłumacza, eseistę. Człowieka, który ocalił dla świata pamięć o Brunonie Schulzu, polskich Cyganach, o zagładzie Żydów.
W kościele św. Karola Boromeusza mszę św. żałobną celebrowali kapłan katolicki oraz pastor Kościoła ewangelicko-reformowanego. W ostatnim pożegnaniu wzięli udział również przedstawiciele gminy żydowskiej. Obecni byli żołnierze Armii Krajowej, członkowie Komitetu Obrony Robotników.
Podczas okolicznościowych wystąpień uczestnicy pogrzebu wspominali Jerzego Ficowskiego jako człowieka pogranicza, wielkiego poetę, archeologa pamięci. Samotnika, który działał na przecięciu różnych kultur i wyznań.
Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Tomasz Merta poinformował o przyznaniu zmarłemu złotej Glorii Artis w uznaniu najwyższych zasług dla polskiej kultury.
Po zakończeniu mszy świętej, podczas której grali na skrzypcach Cyganie, kondukt spod kościoła św. Boromeusza ruszył ulicą Powązkowską do cmentarza Wojskowego.
- W imieniu członków KOR chciałbym pożegnać Jerzego Ficowskiego, jako bardzo odważnego człowieka, który w najtrudniejszym okresie pod swoim nazwiskiem prowadził działalność na rzecz obrony robotników i innych prześladowanych. Chciałbym go pożegnać jako wielkiego poetę i bliskiego przyjaciela, podziękować mu za jego walkę o prawdę, wolność i Polskę - powiedział Henryk Wujec.
Krzysztof Czyżewski z Fundacji Pogranicze przeczytał autonekrolog, jaki otrzymał od pisarza przed kilkoma laty (jego treść opublikowaliśmy w sobotnio-niedzielnej "Rz"). Ficowski prosi w nim swoich Bliskich i Dalekich o "błogosławieństwo uśmiechu/ i łaskę pogody ducha/ zamiast westchnień i smutku".
Elżbieta Ficowska, żona pisarza, dziękując zebranym za przybycie, przypomniała ostatnią rozmowę z mężem: - Kilka godzin przed śmiercią Jerzy zatelefonował do mnie z Wilgi. Mówił, że właśnie spacerował po lesie, słuchał śpiewu ptaków i dodał, że jest bardzo szczęśliwy.
Jan Bończa-Szabłowski
"Rzeczpospolita" 18.05.2006