Odszedł ataman pojednania
Ukrainiec, urodzony w przedwojennej Rzeczypospolitej, świetnie mówiący po polsku, od lat mieszkający w Berlinie, bezustannie działał dla polsko-ukraińskiego pojednania i polsko-ukraińskiej współpracy.
Był człowiekiem pełnym życia, niezwykle towarzyskim, do końca ciekawym świata – mówi Bogumiła Berdychowska, publicystka, ekspert od spraw ukraińskich.
– Był wielkim Ukraińcem, o których można produkować filmy, ale na Ukrainie niestety mało znanym. Znano go w kręgach intelektualistów, ale przeciętni rodacy wiedzieli o nim niewiele – wspomina ukraiński politolog Bogdan Ołeksiuk.
Przeciwnik „banderowców"
Bohdan Osadczuk urodził się w Kołomyi, w przedwojennej Polsce. Jak mówił „Rz", jego ojciec, nauczyciel, był aktywnym działaczem Komunis- tycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Jednak rodzina trafiła na Kielecczyznę, ponieważ przedwojenne władze stosowały politykę wysyłania ukraińskich urzędników czy nauczycieli w głąb Polski.
Po wybuchu II wojny Bohdan Osadczuk nawiązał kontakt z wydawanym oficjalnie w Krakowie ukraińskim dziennikiem „Krakiwski Wisti". Jako że Ukraińców traktowano inaczej niż Polaków, mógł wyjechać do Berlina, na studia. Jak mówił, w Berlinie utrzymywał kontakty zarówno z przedstawicielami UPA, jak i Armii Ludowej. Po wojnie dzięki tym ostatnim dostał pracę w Polskiej Misji Wojskowej w niemieckiej stolicy. Ale dość szybko przeniósł się do Berlina Zachodniego. Tam został wykładowcą uniwersyteckim, stamtąd pisywał, pod różnymi pseudonimami, do gazet niemieckich, szwajcarskich i wreszcie do paryskiej „Kultury".
Politycznie Osadczuk był przeciwnikiem „banderowców" (zwolennicy przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery). Pisał w „Rz": „Banderowcy ukradli (...) nazwę UPA i po wyniszczeniu swych ukraińskich przeciwników zabrali się do rozwiązywania »polskiego problemu«. Jednym z autorów projektu czystki etnicznej był Mykoła Łebed', który wiedział, jak robią to chorwaccy ustasze z Serbami. Podczas kilku rozmów w Nowym Jorku Łebed' wyjaśniał mi, że nie miał najmniejszego pojęcia o sytuacji na Wołyniu. Twierdził, że nie dawał rozkazów dokonywania masowych mordów. Jego słowa nie były jednak przekonujące". Podobne słowa powtarzał kilkakrotnie, wskazując, że Ukraińcy muszą zrozumieć winy UPA.
Liberał uczulony na wolność
Te poglądy doprowadziły go do przekonania, że Ukraińcy powinni współpracować z Polakami, a Ukraina z Polską. Kluczowym momentem jego życia stał się rok 1950, gdy poznał Jerzego Giedroycia, twórcę paryskiej „Kultury". Wielce go cenił, nazwał kiedyś „Wielkim Hetmanem Czworga Narodów". Z czasem został berlińskim korespondentem „Kultury", pisując pod pseudonimem Berlińczyk.
– Poznałem go u początków mojej emigracji, w latach 70., w „Kulturze" paryskiej. Był zrośnięty z „Kulturą" i reprezentował jej najważniejsze wartości – wrażliwość na wschodnich sąsiadów Polski – opowiadał „Rz" Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego, który Osadczuka określa mianem „bliski, serdeczny przyjaciel".
Jak wspomina profesor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Myrosław Popowycz, Osadczuk był pierwszym i najważniejszym Ukraińcem, mającym kontakty z „Kulturą". – Liberał, uczulony na takie pojęcia, jak wolność i ludzka godność. Nigdy nie był agresywnym nacjonalistą. Bardzo to u niego ceniłem. Ostatnio spotkałem się z nim w Berlinie, w kafejce nieopodal jego mieszkania. Rozmawialiśmy na najbardziej aktualne tematy – mówi „Rz".
Jak podkreśla Smolar, Osadczuk funkcjonował w trzech kręgach: – W „Kulturze", z pasją popularyzując sprawy ukraińskie i ukraińsko—polskie; jako publicysta piszący pod pseudonimem Korab w „Neue Zürcher Zei- tung", pisząc o całym bloku sowieckim; w kręgu akademickim (Wolny Uniwersytet Berlina – red.), podejmując te same problemy.
Berdychowska wskazuje, że funkcjonując na emigracji, Osadczuk współpracował nie tylko z polskimi środowiskami emigracyjnymi. Miał kontakty z polskimi opozycjonistami, jego bliskim przyjacielem był Wiktor Woroszylski. A zaangażowane w obronę opozycji artykuły w „Neue Zürcher Zeitung" miały wpływ nawet na władze PRL. Jego komentarze i analizy były z uwagą czytane zarówno na zachód, jak i wschód od żelaznej kurtyny.
19.10.2011, Piotr Kościński, Tatiana Serwetnyk
Źródło: Rzeczpospolita