Jerzy Ficowski - Sownakuno, Adam Bartosz, "Temi" nr 21 24.05.2006
W 1979 r. w tarnowskim Muzeum Okręgowym zorganizowałem ogromną wystawę "Cyganie w kulturze polskiej". To były czasy, kiedy zgodę na otwarcie wystawy, nawet archeologicznej, numizmatycznej, filatelistycznej, starych obrazów, lalek, itp. - wydawały Urzędy Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk - czyli cenzura. Fantazji mojego ówczesnego szefa Stanisława Potępy oraz stępiałej czujności miejscowego komitetu PZPR zawdzięczam, że w ogóle wydano zgodę na zorganizowanie wystawy. Przed jej otwarciem pani Bożenka z cenzury przeszła się po salach i - jak zwykle dotąd - podpisała odpowiedni papier, który był wyrazem zgody.
Odbyło się piękne otwarcie, z cygańską muzyką, notablami - a bohaterem dnia był Jerzy Ficowski wraz ze swą piękną małżonką Elżbietą. Wtedy to po raz pierszy się zobaczyliśmy. Cyganie zgromadzeni na wernisażu witali Go z wielkim szacunkiem. A On - poproszony przez dyrektora muzeum - przemówił do zebranych. Powiedział po cygańsku kilka zdań, skierowanych wprost do Braci-Cyganów. Było uroczyście, wzruszająco i tajemniczo. Bo nikt (poza Cyganami) nie rozumiał. Zaraz po mowach, zanim udaliśmy się na obiad, zostałem poproszony do gabinetu dyrektora. A tam, jeden z sympatycznych, urzędowych przyjaciół Cyganów, pochylony nad małym taśmowym magnetofonem - słuchał. Miał nagrane wystąpienie Ficowskiego. Kiedy dziś o tym wspominam, jestem pełen zdumienia i podziwu dla tajniaków. Wtedy nagrać z ukrycia mówiącego na wernisażu, to była nie lada sztuka. Nie było wszak mikrokasetowych dyktafonów! Pan uprzejmie zapytał: "Czy może nam pan przetłumaczyć, co pan Ficowski mówił?" Spróbowałem zrozumieć. Były to zwykłe pozdrowienia. Życzenia szczęścia i zdrowia dla wszystkich, dla rodzin, etc. Powiedziałem, że to są życzenia, choć nie wszystko wtedy zrozumiałem. Takie ogólne wyjaśnienie jednak panu tajniakowi nie wystarczało. Do gabinetu został poproszony miejscowy Cygan, aktywny działacz Stowarzyszenia Cygańskiego. Poproszono go, by przetłumaczył każde słowo Ficowskiego. "Wie pan, chcemy wiedzieć, czy pan Ficowski czegoś złego nie mówił, może by się ktoś obraził..." itp. Stary Cygan tłumaczył z wysiłkiem, bo taki zabieg zawsze kosztuje wiele wysiłku, zwłaszcza, jak ktoś dopytuje o każde słowo. Zaczął się plątać, poprawiać, tłumaczyć, że to tak albo inaczej, ale właściwie to są pozdrowienia dla Cyganów... Uwierzyli. Jakże inaczej dziś się tę opowieść odbiera! Jak trudno dziś wskrzesić atmosferę strachu i oczywistości takich sytuacji...
Nic wtedy nie wiedziałem o tym, jak mocno Ficowskiego osaczała milicja, że jego przyjazd do muzeum był śledzony, że każdy jego krok znany był milicji. Nawet wtedy tego nie kojarzyłem, kiedy przesłuchiwano jego cygańskie wypowiedzi. Ot, zwyczajna milicyjna dociekliwość - myślałem. Tak się wtedy o tych sprawach myślało - jeśli się mieszkało w niedawno powiatowym Tarnowie i nie siedziało się w konspirze.
Kiedy pod koniec roku odwoziłem Mistrzowi wypożyczone na wystawę diabełki cygańskie, już mi było wiadomym, że Ficowski, to nie tylko literat, ale także cyganolog konspirator, wróg ustroju, któremu nie wolno publikować, poeta, który nie może publicznie czytać swych wierszy. Dostałem wtedy od Jerzego Ficowskiego powielaczowe wydanie zbiorku poezji (zatytułowanego "Gryps"), w którym pośród innych wierszy był i ten o Cyganie. Dedykacja na pierwszej stronie tomiku była bardzo wzruszająca. Przyszedł czas stanu wojennego i tomik ten wielokrotnie przekładałem jak najgłębiej między książkami, wciąż ze świadomością: nielegalny druk! A następnych latach z dumą pokazywałem moim dzieciom podziemne wydanie z czasów, kiedy one były niemowlętami. A był to czas, kiedy Ficowski był najbardziej politycznie podejrzany.
Dla muzeum tarnowskiego ta sytuacja miała niespodziewanie pozytywny efekt. Otóż mający zakaz publikacji pisarz, a więc pozbawiony jakichkolwiek środków utrzymania, zdecydował się odsprzedać nam swój wóz cygański, który od czasu Wielkiego Postoju po 1964 r. stał na jego podwarszawskiej działce. I jeszcze przez kilka lat po ustawieniu tego wozu na muzealnym podwórzu, w załomach sfatygowanej papy, którą wóz był kryty, widzieć się dało uschnięte szpilki sosnowe z ostatniego lasu, w którym wóz się na stałe zatrzymał, a skąd przywleczono go do Tarnowa.
W następnych latach Ficowski podarował muzeum wiele dokumentów związanych z jego cyganologicznymi zainteresowaniami. Najcenniejsze są te, związane z Papuszą, odkrytą przez Niego cygańską poetką. Nie byłoby bez Ficowskiego Papuszy, zaliczanej do grona najsławniejszych polskich kobiet. I największych kobiet wśród Romów na świecie. W listach, które pisała do Ficowskiego nazywała go Pszałoro Sownakuno - Złotym Braciszkiem. A dziś Cyganie, o których pisał tak wiele i pięknie (Jadą wozy kolorowe - to jego słowa) nad jego trumną mówią: łoki phuw amaro pszałeske - niech lekką ziemia będzie Ci braciszku!
Jerzy Ficowski, żołnierz AK, pisarz, poeta, znawca Cyganów i twórczości Brunona Schulza zmarł w swoim domku pod Warszawą 9 maja. Miał 82 lata. Pochowany został w kwaterze wojskowej na warszawskich Powązkach w środowe popołudnie 17 maja. Odchodzącemu Sownakuno grali Cyganie.
Adam Bartosz
"Temi" Nr 21 24.05.2006