Krzysztof Miller - fotoreporter.
W 1988 roku współzałożyciel Centrum Informacji Akademickiej NZS oraz Niezależnej Agencji Fotograficznej "Kontra" (1988-1989), która dokumentowała fotograficznie demonstracje, akcje ulotkowe, pikiety, obrady Okrągłego Stołu dla miesięcznika "Znak". Stały współpracownik wydawanego poza zasięgiem cenzury "Przeglądu Wiadomości Agencyjnych". Od maja 1989 roku fotoreporter "Gazety Wyborczej". Od 1989 roku członek SDP.
Wystawy:
- Aksamitna Rewolucja w Czechosłowacji. Warszawa 1989.
- Wigilia w Bukareszcie - przewrót w Rumunii. Warszawa 1990.
- Kurdowie - wojna i obozy uchodźców kurdyjskich na pograniczu iracko-tureckim. Warszawa 1991.
- Bośnia - wojna serbsko - bośniacka oraz obozy koncentracyjne dla ludności muzułmańskiej. Warszawa 1992.
- Woodstock '94 - fotoreportaż z największych festiwali rockowych. Warszawa, Kalisz 1995.
Współautor wystaw Gazety Wyborczej, m.in. w USA, Niemczech, Czechach, Słowacji, Hiszpanii, Maroko.
Nagrody:
- II nagroda w konkursie fotograficznym "Polska niezależna", organizowanym przez Independent Polish Agency, 1988.
- nagroda SDP im. Eugeniusza Lokajskiego, 1989.
- nagroda "POLCUL" Foundation - Niezależnej Fundacji Popierania Kultury Polskiej - Sydney, 1991.
- II nagroda w Konkursie Fotografii Prasowej Freedom Forum i Associated Press za reportaż z wojny w Bośni, Warszawa 1993.
- dwie nagrody i dwa wyróżnienia w Konkursie Fotografii Prasowej, Warszawa 1994.
Krzysztof Miller znowu był na froncie wojennym. Tym razem w Bośni, gdzie towarzyszył Tadeuszowi Mazowieckiemu, który jako wysłannik ONZ miał zbadać sytuację w obozach. Była to krótka wyprawa, w czasie której można było zobaczyć tylko to, co pozwolono zobaczyć i dało się sfotografować tylko tyle, ile się dało.
Krzysztof Miller tam, gdzie tylko jest to możliwe, fotografuje otaczającą go rzeczywistość bardzo szerokim obiektywem. Starsza kobieta z karabinem maszynowym na ramieniu przystaje na chwilę, zanim zniknie wśród łun pożarów. Trumna ledwo mieści się w samochodzie osobowym, jadącym zadymioną, zrujnowaną ulicą. Maleńkie, wychudzone niemowlę w bośniackim szpitalu od kilku miesięcy pozbawionym zaopatrzenia, bezwładnie osuwa się na szpitalna kozetkę, patrząc wielkimi wygłodniałymi oczami. Aluminiowa łyżka w pustej misce, znad której młody mężczyzna, przeżuwając kawałek chleba, podnosi chudą, ogoloną do gołej skóry głowę, dziwnie odbija ostre słońce.
Zdjęcia Millera z Bośni pełne są jakiegoś dziwnego spokoju. Nic się na nich właściwie nie dzieje, fotografowani przez niego ludzie po prostu się na nas patrzą. Tym, co najbardziej niepokoi w tych zdjęciach, jest spojrzenie tych ludzi. W ich oczach nie ma przerażenia, nie ma błagania o litość czy pomoc. Ich oczy pełne są NIEZROZUMIENIA. Ludzie ci nie rozumieją, dlaczego spotyka ich to, co ich spotyka. Ich zagubione, pytające oczy napotykają nasz wzrok, nas, którzy chyba jeszcze mniej rozumiemy niż oni.
Jest jeszcze jedno zdjęcie. Młody bośniacki żołnierz patrzy się na nas z lekkim uśmiechem na ustach. Twarz jego ukryta jest wśród gałązek wierzby, z których ma uwity na głowie swobodny wianek. Czy to wieniec zwycięzcy? Oczy jego ledwie widać spoza gałązek, a uśmiech jest trochę nieśmiały i bezczelny zarazem, choć jeszcze nie cyniczny. Wierzba używana tradycyjnie w wojsku do maskowania sprzętu i ludzi, ze względu na jej pochyloną ku ziemi postać, przypominajacą strumienie łez, jest też często symbolem pogrzebowej skargi.
Anna B. Bohdziewicz